Another look at the USA (2/2)

pecuniaolet.wordpress.com 2 months ago

To zapowiadana druga część artykułu Thierry Meyssana. Pierwsza część znajduje się tutaj

Początek tłumaczenia.

Inne spojrzenie na USA (2/2)

autor: Thierry Meyssan

Kontynuując naszą analizę błędnych interpretacji działań administracji Trumpa, przyglądamy się zamknięciu wielu agencji federalnych, dlaczego planuje deportować Palestyńczyków, a także jej podejściu do wojny na Ukrainie.

W 1838 r. od 4000 do 8000 Indian Cherokee zmarło z zimna, głodu lub wyczerpania na „Szlaku Łez”. Na mocy Indian Removal Act, podpisanego przez prezydenta Andrew Jacksona, opuścili oni wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych na korzyść Europejczyków i zgodzili się udać na południe od rzeki Missisipi. Dziś są jednak jedynym plemieniem indiańskim, któremu udało się zachować swój styl życia bez wykorzenienia przez Europejczyków. Ta deportacja jest przykładem, za którym podąża Donald Trump, aby położyć kres czystkom etnicznym w Palestynie i rozwiązać konflikt izraelsko-palestyński, który ciągnie się od 80 lat.

Stany Zjednoczone były zarówno południowe, jak i federalistyczne. Gdy południowcy zostali pokonani pod koniec amerykańskiej wojny secesyjnej, ich zwycięzcy narzucili mit, iż wojna toczyła się między posiadaczami niewolników a abolicjonistami. W rzeczywistości na początku wojny obie strony były posiadaczami niewolników, a pod koniec obie strony były abolicjonistami. Prawdziwym przedmiotem konfliktu było to, czy cła podlegały jurysdykcji stanów federalnych czy państwa federalnego.

Jacksoniści, prekursorzy południowców, chcieli „minimalnego państwa federalnego”. W związku z tym przekazali wiele uprawnień stanom federalnym. To właśnie zrobił Donald Trump podczas swojej pierwszej kadencji, kiedy poparł przeniesienie kwestii aborcji z rządu federalnego do stanów federalnych. Osobiście nie wydaje się on mieć jasnej opinii na ten temat. Jego rywalka, Kamala Harris, jako przedstawicielka „woke”, nie miała racji przedstawiając go jako reakcjonistę, gdy połowa stanów federalnych szanuje prawa kobiet i zezwala na dobrowolne przerwanie ciąży (aborcję). Był to jeden z głównych powodów jej porażki.

Kiedy Donald Trump ogłosił utworzenie Departamentu Efektywności Rządu (Department of Government Efficiency DOGE), jego zamiarem było rozbicie administracji federalnej, która decyduje z Waszyngtonu, jak powinien żyć każdy obywatel, choćby jeżeli mieszka 2500 kilometrów dalej. Co prawda na czele departamentu postawił libertarianina Elona Muska, ale jego celem nie jest redukcja państwa federalnego w duchu Reaganowskiego liberalizmu. Zamierza rozwiązać tysiące agencji rządowych, nie dlatego, iż są drogie, ale dlatego, iż w jego oczach są nielegalne.

Pod pewnymi względami debata między południowcami a mieszkańcami północy, między konfederatami a federalistami, przypomina tę między żyrondystami a montanistami podczas rewolucji francuskiej. Jednak w Stanach Zjednoczonych sfederowane stany miały krótką historię, podczas gdy we Francji regiony miały tysiącletnią historię feudalną: przywrócenie władzy prowincjom zawsze było dla Paryża związane z podejrzeniem o rehabilitację feudalizmu.

Amerykański ekspansjonizm

Stany Zjednoczone, które w momencie powstania składały się zaledwie z 13 stanów federalnych, w tej chwili mają ich 50, plus 1 okręg federalny i 6 terytoriów. Z punktu widzenia USA (ponownie, nie ma to nic wspólnego z Donaldem Trumpem), wciąż rosną. Od lat 30. XX wieku aspirują do wchłonięcia całego szelfu kontynentalnego Ameryki Północnej, w tym Kanady, Grenlandii, Islandii i Irlandii, a także Meksyku, Gwatemali, Nikaragui, Kostaryki i Panamy, nie wspominając o całych Karaibach [1].

W tym narodowym duchu Donald Trump ogłosił podczas swojego przemówienia inauguracyjnego, iż jego kraj będzie odtąd nazywał Zatokę Meksykańską „Zatoką Amerykańską”, co zadekretował kilka godzin później. Oprócz tego, iż Amerykanie nie uważają się za takich, ale za „Amerykanów”, słowo to odnosi się nie do lokalnej nazwy, ale do kolonizatora Amerigo Vespucciego.

Nie zapowiedział aneksji Kanady, Grenlandii i Kanału Panamskiego, jak wcześniej sugerował, ale kolonizację planety Mars.

Jednak wbrew komentarzom europejskiej prasy, Donald Trump nigdy nie mówił o podboju północnoamerykańskiego szelfu kontynentalnego siłą zbrojną, choć wspomniał o rozwoju baz wojskowych na Grenlandii. Jako jacksonianin chętnie nabyłby te terytoria. Wygląda na to, iż w tej chwili „negocjuje”, szczególnie agresywnie, z Danią, aby odstąpiła Grenlandię w zamian za zobowiązanie do obrony.

Należy zauważyć, iż administracja Trumpa przez cały czas grozi Kubie, wobec której ma ambicje kolonialne, ale nie Wenezueli, która leży poza północnoamerykańskim szelfem kontynentalnym. Mimo to odnosi się do tych dwóch państw jako „komunistycznych” i twierdzi, iż traktuje je w ten sam sposób.

Biorąc pod uwagę ideologiczną bliskość między dwoma „narodami wybranymi”, administracja Trumpa podchodzi do kwestii Izraela tak, jakby Palestyńczycy byli Indianami atakującymi dyliżanse. Prezydent Andrew Jackson postanowił położyć kres wojnom z Indianami, negocjując traktaty z różnymi plemionami. kilka z nich zostało wdrożonych, ale jego wielkim „sukcesem” była walka z Cherokee. Deportował ich na południe od Missisipi. Tak się składa, iż pomimo krwawego epizodu „Szlaku Łez”, Cherokee byli jedynymi Indianami, którzy przestrzegali tych umów. A dziś są jedynym plemieniem, które przetrwało ze swoją kulturą. Razem prowadzą imperium kasyn. Ale zastosowanie tej samej metody wobec Palestyńczyków nie zadziałałoby: Cherokee nie uważają się za właścicieli „Matki Ziemi”, mogą pozostać Cherokee, gdziekolwiek się znajdują. Z drugiej strony Palestyńczycy są przywiązani do swojej ziemi i wiedzą, iż zginą jako kultura, jeżeli ją utracą.

Zastąpienie wojen handlem

Ostatnim ważnym punktem dla Jacksonian jest zastąpienie wojen handlem. Donald Trump uważa, iż większość wojen to bezsensowne masakry. Są one po prostu środkiem do manipulowania masami w celu osiągnięcia niewypowiedzianych celów. Ponieważ w ostatecznym rozrachunku często chodzi tylko o pieniądze, handel powinien zastąpić wojnę.

Ta doktryna działa bardzo dobrze w większości przypadków, ale niektóre wojny mają złożone motywy niezwiązane z celami handlowymi. W tych i tylko w tych przypadkach Jacksonizm nie działa.

Weźmy na przykład wojnę na Ukrainie. jeżeli twierdzisz, iż Rosja chce zaanektować swojego sąsiada, możesz negocjować z nią, aby zaspokoić jej apetyt bez naruszania integralności tego kraju. Ale jeżeli wierzysz, iż Moskwa szczerze chce zakończyć „Wielką Wojnę Ojczyźnianą” (II wojnę światową), pokonać nazistów i totalnych nacjonalistów („banderowców”), to żadne negocjacje handlowe jej nie powstrzymają.

To jest pięta achillesowa administracji Trumpa: wojna na Ukrainie nie ma motywu ekonomicznego, wbrew temu, co twierdzą zachodni politycy. Moskwa mówi poważnie, gdy domaga się denazyfikacji Ukrainy. W tej kwestii Stany Zjednoczone będą musiały się ugiąć lub twardo walczyć.

Jeśli się poddadzą, pojawi się drugi problem: Rosja jest ogromnym terytorium, którego granic nikt nie jest w stanie obronić (ponad 20 000 kilometrów). Dlatego Moskwa tradycyjnie domaga się, by jej wojowniczy sąsiedzi byli neutralni. To jest powód nieporozumień wokół NATO: Rosja uznaje w Deklaracji Stambulskiej (2003) prawo każdego kraju do przyłączenia się do koalicji wojskowej, ale odmawia zgody na to, by członkostwo to torowało drogę do gromadzenia na jej ziemi zapasów broni z państw trzecich. Jednak podczas prezydentury Borisa Jelcyna, Stany Zjednoczone, które były wielokrotnie ostrzegane, przez cały czas naciskały na włączenie różnych państw postsowieckich do NATO, z wyjątkiem Rosji, która także o to wystąpiła.

Jacksonianie nie mają powodu, by dążyć do rozszerzenia NATO, ale rezygnacja z niego oznaczałaby porzucenie ekspansjonistycznej polityki partii Republikańskiej i Demokratycznej i skupienie się na własnej: na szelfie północnoamerykańskim.

Dla Donalda Trumpa nie ma wątpliwości, iż Stany Zjednoczone nie mają powodu, by angażować się w ukraiński konflikt. Proponuje on stłumienie konfliktu poprzez zaprzestanie subsydiowania skorumpowanego reżimu w Kijowie. Również w tym przypadku Unia Europejska interpretuje to wycofanie się jako zaproszenie do przejęcia władzy. To kolejny błąd: UE istnieje tylko dlatego, iż Waszyngton tego chce, a angażując się na Ukrainie bez zgody nowej administracji USA, UE tylko przyspieszy swój rozpad.

Jeśli chodzi o wojnę handlową, nie-Amerykanie byli zszokowani podejściem prezydenta Donalda Trumpa do taryf. Uważają oni, iż taryfy mają sens tylko w celu ochrony sektorów gospodarczych, podczas gdy Jacksonianie uważają, iż mogą one być również wykorzystywane jako broń polityczna.

Przykładowo, Donald Trump podniósł cła na kolumbijskie produkty do 25% na kilka godzin i zagroził, iż podniesie je do 50% w następnym tygodniu, jeżeli Bogota będzie przez cały czas sprzeciwiać się repatriacji swoich obywateli. Cła zostały zniesione, gdy tylko Bogota sama repatriowała swoich obywateli nielegalnie przebywających w USA.

To samo dotyczy Kanady i Meksyku (15%) oraz Chin (10%). Również w tym przypadku administracja Trumpa nie ma argumentu ekonomicznego, ale ma argument polityczny. Uważa, iż Chiny dostarczają kartelom narkotykowym substancje chemiczne będące półproduktami, a Meksyk i Kanada wpuszczają te narkotyki do Stanów Zjednoczonych [uwaga moja: chodzi o fentanyl].

Sytuacja wygląda zupełnie inaczej w przypadku Unii Europejskiej. Administracja Trumpa zamierza zrównoważyć swój bilans handlowy. Może nałożyć cła w wysokości 10%, ale tylko na niektóre produkty. Jest to konwencjonalne podejście do taryf celnych, chociaż trudno jest dostrzec, w jaki sposób pasuje ono do zobowiązań podjętych przy przystąpieniu do Światowej Organizacji Handlu (WTO).

[1] “Trump and Musk, Canada, Panama and Greenland, an old story”, by Thierry Meyssan, Translation Roger Lagassé, Voltaire Network, 14 January 2025.

Koniec tłumaczenia.

Co tu można powiedzieć… Zacznijmy od naszego podwórka. Meyssan ma całkowitą rację mówiąc, iż Rosji nie chodzi o aneksję Ukrainy. Ukraina ma przestać być zagrożeniem dla Rosji. Niestety, jedyną metodą jaką widzę, jest jej likwidacja. Jest to śmiertelnym zagrożeniem dla naszego kraju, bo wtedy całe to banderowskie ścierwo wyląduje u nas i będzie przez Zachód wykorzystywane do ataków terrorystycznych w Rosji. Ta wojna już rozwija się w kierunku terroryzmu państwowego i z pewnością będzie jeszcze bardziej eskalować. Obawiam się, iż niedługo może dojść do ukraińskich ataków terrorystycznych z użyciem broni jądrowej. Zarówno Ukraina jak i Zachód są „pod ścianą” i w akcie desperacji mogą posunąć się do kroków, które dzisiaj są niewyobrażalne, ale jutro przestaną nimi być.

Popatrzmy teraz na kroki ekonomiczne USA. Priorytetowym celem USA w stosunku zarówno do Chin jak i do Europy, jest zmniejszenie deficytu handlowego. Jego likwidacja jest niemożliwa. Obawiam się, iż choćby odczuwalne zmniejszenie tego deficytu jest nierealne. Trump poprzez cła chce zmusić amerykańskie firmy do powrotu do USA albo spowodować, iż w USA opłacalne będzie powstanie nowych firm, których produkty zastąpią import z Chin i innych krajów. W wypadku Meksyku może to w niewielkim stopniu funkcjonować, ale nie wobec Chin. Chiny jeszcze tolerują na swoim terenie amerykańskie i europejskie firmy, ale nie są im już one potrzebne jako swego rodzaju szkoła. Zachodnia propaganda próbuje zdyskredytować Chiny i wmawia nam, iż ciągle jeszcze kopiują one zachodnie produkty. Ten etap Chiny mają już za sobą. Powoli Zachód będzie zmuszony kopiować produkty chińskie! Ale Zachód, a szczególnie USA, nie mają możliwości dotrzymania kroku Chinom. Pokazuje to sztuczna inteligencja a niedługo pewnie usłyszymy o chińskich komputerach kwantowych. Decydujący jest tu czynnik ludzki. I nie chodzi tu wcale o ilość, ale o jakość. Zachód nie posiada wykształconej kadry mogącej być konkurencją nie tylko dla kadry Chin, ale choćby Rosji. Swoją drogą wykształcenie w Rosji (właściwie ZSRR) i w krajach Europy Wschodniej było na dużo wyższym poziomie niż na Zachodzie. Ale nasz kompleks niższości do dzisiaj nie pozwala nam tego dostrzec.

USA widzą ratunek w kanibalizacji swoich sojuszników. Zaczęło się to jeszcze za administracji Bidena a teraz z pewnością ulegnie przyspieszeniu. Europa jako gospodarka, zostanie zniszczona. W dużej mierze własnymi rękami. Pociągnie to za sobą dezintegrację polityczną i społeczną. Ten proces jest w Zachodniej Europie już nieodwracalny. Tamtejsze społeczeństwa i kultura już nie istnieją. Za kilka lat w większości państw Wschodniej Europy będzie tak samo. Wygląda na to, iż u nas najszybciej.

Względnie jasna jest sytuacja na Bliskim Wschodzie. Izraelskie ludobójstwo będzie kontynuowane. Akurat Trump zapowiedział, iż to USA przejmą strefę Gazy i zamienią ją w Riwierę. Jak tak dalej pójdzie, to USrael będzie rzeczywistością. Ale tak na poważnie – wszyscy zastanawiają się o co tu chodzi! Na dodatek wszystko wskazuje na to, iż USrael może stanąć przed nowym zagrożeniem

Ale decydujący będzie czynnik monetarny, o którym nie tylko Meyssan, ale w ogóle nikt nie mówi. Mówi się jedynie o dedolaryzacji. Sama tylko bieżąca obsługa zadłużenia osiągnęła w krajach zachodnich takie rozmiary, iż nie pozwala na inne wydatki. Poziom życia będzie się w coraz szybszym tempie obniżać. Zbrojenia gwałtownie przyspieszą ten proces. Konieczne będzie „wyzerowanie licznika”. Jak to nastąpi? Nie wiem. Do tej pory narzędziem były wojny. Ale teraz ludzkość, jako gatunek, także by się „wyzerowała”. Zachód, a szczególnie Anglosasi, mają ogromne doświadczenie w wojnach i manipulacjach walutowych. Jestem przekonany, iż setki najtęższych głów już zastanawiają się nad metodami wyjścia z tej pułapki. Problem w tym, iż wszystkie sposoby, jakie przychodzą mi do głowy, kończą się wojną światową…

Wspominałem na początku pierwszej części, iż od dawna nie mam złudzeń co do prawdziwego oblicza USA. Nie mam też złudzeń co do tego, iż Trump tego oblicza nie zmieni. Wszyscy skupiają się na jego posunięciach obyczajowych, ograniczających się do przestrzeni między nogami. Owszem są one konieczne i oznaczają powrót do normalności, odejście od wynaturzeń, dewiacji i (nie ma co ukrywać) zboczeń. Prawie nikt nie zauważa, iż zmiany te są przynajmniej częściowym odejściem od tego, co nazywamy liberalizmem i globalizmem. To także zaliczyć należy do pozytywów. Ale to są drobiazgi, które nie zmieniają prawdziwego oblicza USA. Caitlin Johnstone także to widzi. Widzi w Trumpie jeden pozytywny aspekt:

He makes the US empire much more transparent and unhidden. He removes its mask and reveals the twisted face beneath it. – Sprawia on, iż imperium USA staje się znacznie bardziej jawne i widoczne. Zdejmuje jego maskę i ujawnia wykrzywioną twarz, która się pod nią kryje.

Dalej pisze:

The more glimpses people get of the true face of the empire, the less effective the imperial propaganda becomes, because propaganda only works if you believe it. The primary obstacle to revolutionary change under the western empire is the fact that its citizenry have been successfully propagandized into accepting the status quo. The more people open their eyes to the fact that we are ruled by psychopaths who are driving us to our doom on multiple fronts, the closer we get to a collective movement toward a healthy world.

Im więcej osób poznaje prawdziwe oblicze imperium, tym mniej skuteczna staje się imperialna propaganda, ponieważ propaganda działa tylko wtedy, gdy się w nią wierzy. Główną przeszkodą dla rewolucyjnych zmian w zachodnim imperium jest fakt, iż jego obywatele zostali skutecznie zmanipulowani do zaakceptowania status quo. Im więcej ludzi otwiera oczy na fakt, iż jesteśmy rządzeni przez psychopatów, którzy prowadzą nas do zguby na wielu frontach, tym bliżej jesteśmy zbiorowego ruchu w kierunku zdrowego świata.

Całkowicie się z nią zgadzam, ale moje ponad półwieczne doświadczenia i obserwacje pokazują, iż proces ten przebiega szalenie powoli!! Czy zdążymy to dostrzec zanim będzie za późno?

Ja, w miarę moich skromnych możliwości, robię swoje. Może to coś da, kto wie…

Read Entire Article