Nie ma żadnego fundamentalnego jakoby konfliktu społeczno-politycznego elity-masy; wszystkie te projektujące go teorie demokratyczne, marksistowskie, anarchistyczne to bzdury. Nie ma żadnej „klasowej” ogólnoświatowej solidarności „tych, co na górze” przeciwko „tym, co na dole” ani powszechnego frontu „tych, co na dole” przeciwko „tym, co na górze”. Opowieści o spisku elit-wyzyskiwaczy przeciwko ludom lub o spiskach i wrzeniu motłochu przeciwko elitom-kustoszom kultury to tylko teorie spiskowe, tworzone przez w danym momencie zmarginalizowane grupy społeczno-polityczne (upadłą arystokrację, grupy rewolucyjne).
Podstawową (samowystarczlaną) komórką społeczną jest szczep (klan-ród, banda-kamractwo mężczyzn). „Szczepy” (genealogiczne lub „totemiczne”) walczą i sprzymierzają się jedne przeciw drugim – czasem ci, co na górze przeciw tym co na dole, ale czasem też ci, co na dole z tymi, co na dole przeciwko innym na dole lub ci, co na górze z tymi, co na dole przeciwko innym na górze.
Istnieją rzecz jasna różne systemy stabilizujące określone układy społeczno-polityczne. Wszystko jednak we Wszechświecie podlega entropii – systemy społeczno-polityczne i cywilizacyjne również. W takim podlegającym entropii systemie pojawiają się też pęknięcia wśród elity: albo wtedy jakaś frakcja „z góry” poszukuje oparcia „na dole” przeciwko innym frakcjom „na górze” albo przybierające na siłę frakcje „z dołu” wyłuskują dla siebie sojuszników „na górze” – dochodzi wówczas do rewolucji.
Każdy realistyczny ruch antysystemowy musi być tych prawd świadomy. To nie „spiskujące elity” (ani „roszczeniowy motłoch”, czy „ulica” jak to jeszcze niekiedy powtarzają epigoni elitarystycznego konserwatyzmu), tylko System (ten konkretny – demoliberalny, nie każdy dowolny) jest problemem. Punktem odniesienia nie są żadne „klasy”, „masy”, „narody”, „rodziny”, „człowieczeństwo”, „jednostki” ani inne wymysły myśli zachodniej, tylko szczepy-bandy (bractwa-kamractwa).
Co za tym idzie, w Antysystemie nigdy nie będzie bezwarunkowej „internacjonalistycznej solidarności” (vide: stosunek do sprawy palestyńskiej), tylko gra różnych frakcji. Po drugie, gdy System przestaje być dla jakiegoś podmiotu społecznego dostarczycielem określonych dóbr, to jeżeli jakichś wartości (tych samych albo zamiennych) dostarczyć mu może Antysystem, to podmiot taki może zmienić strony.
Po trzecie, alternatywą dla tłamszącego Naturę (ludzką) „liberalnego” Systemu nie będzie inna oderwana od rzeczywistości utopia. Antysystem fantazjom utopistów musi przeciwstawiać realizm: ekonomiczny, socjologiczny, etyczny, polityczny. Prawdziwy antysystem nie może odgrzewać żadnych urojeń fundujących obecny System: o „jednostkach”, „godności człowieka”, „narodach”, równości, demokracji, wolności ani innych, podobnych bzdur.
Alternatywą dla Systemu jest Natura: entocentryzm, patriarchalizm, terytorializm, akceptacja tego iż nie można konsumować więcej niż się ma, iż wszystko przemija a Kosmos nie jest statyczny tylko jest kołem wiecznego powrotu w którym życie może rodzić się tylko iż śmierci, iż siła jest zasadą świata, iż człowiek należy do Natury jak wszystkie inne elementy Kosmosu, iż wszystko jest „skończone” i ma swoje „granice” choćby jeżeli występują one w formie i skali dla nas niepojmowalnej (geometria Wszechświata), iż jedynym imperatywem uniwersalnym jest „koszula bliższa ciału” czyli brak imperatywów uniwersalnych, iż naturalną komórką społeczną jest ta rzeczywiście samowystarczalna – czyli grupa solidarnych mężczyzn wraz z dobytkiem.
To ostatnie nie musi oznaczać anarchizmu ale z pewnością wyklucza „unitarne państwo narodowe” i „nowoczesny porządek prawny” typu zachodniego. Jedyne dzisiaj dwa na świecie oficjalnie niedemokratyczne państwa to Afganistan gdzie rządzi konfederacja szczepowych patriarchów i Arabia Saudyjska gdzie rządzi jeden patriarchalny szczep Saudów. Możliwy jest zatem „altersystem”: porządek polityczny uznający naturę ludzką i funkcjonujący w świecie współczesnym.
Ronald Lasecki