W kilku poprzednich artykułach dla których inspiracją był Jubileusz 30 Lecia Stowarzyszenia Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów we Wrocławiu oraz wydawnictwa z tej okazji prezentowanie gościom uroczystości wspomniałem o konkursie historycznym „Wołyń – Pamięć Pokoleń”.
Jednym z tematów, który uczestnicy mogli wybrać jako obszar rozważań i dociekań były refleksje młodego Polaka na temat filmu „Wołyń” w reż. Wojciecha Smarzowskiego. Okazało się, iż mimo upływu czasu (film powstał kilka lat temu) budzi on niezmiennie żywą reakcję widzów i stanowi pewien przełom w postrzeganiu historii polskich Kresów Wschodnich pozostawiając trwały ślad w świadomości Polaków różnych pokoleń. Sądzę, iż film ten mógłby odegrać znaczącą rolę w kształtowaniu postaw także Ukraińców, gdyby dopuszczono do jego emisji w demokratycznej, ubiegającej się o natychmiastowe przystąpienie do UE Ukrainie. Niestety … filmu nie można było pokazać choćby w Instytucie Polskim będącym przecież jedną z agend specjalistycznych Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP. Zresztą film ten ma wielu przeciwników wśród niektórych przedstawicieli – zwłaszcza kleru grekokatolickiego – społeczności ukraińskiej zamieszkałej na Dolnym Śląsku. Być może, iż to nieszczęście które za sprawą wojsk rosyjskich staje się udziałem Ukraińców zmieni sposób myślenia i narrację o filmie „Wołyń” i o banderowskim ludobójstwie.
Taką nadzieję wyraża jedna z uczestniczek konkursu Zuzanna Janusz pisząc: „sądzę, iż ta ekranizacja stanie się pretekstem do rozpoczęcia dialogu między młodym pokoleniem Polaków i Ukraińców i nieco odmiennego spojrzenia przez ludność ukraińską na UPA. Mam nadzieję, iż film „Wołyń” jest kolejną, udaną próbą przywrócenia pamięci i prawdy o rzezi wołyńskiej”. I dalej utalentowana uczennica wyznacza swoim rówieśnikom ambitne zadanie: „przed nami Polakami młodego pokolenia stoi wielkie wyzwanie, aby ta prawda nie uległa załamaniu”. Bo Zuzanna Janusz dostrzega też zagrożenie dla tej prawdy wyjaśniając iż „dziś na Ukrainie propagowana jest teoria probanderowska, która narzuca ukraińskim dzieciom następujący porządek myślenia: iż Bandera i UPA to niezwykli narodowi bohaterowie Ukrainy”.
Analiza prac konkursowych ukazuje, iż dla wielu uczniów film „Wołyń” stał się głównym źródłem wiedzy o martyrologii Kresowian i co najważniejsze, sugestywny przekaz filmu rozbudza w nich pragnienie poszerzenia wiedzy na temat życia na Kresach i okoliczności popełnionych tam zbrodni ludobójstwa. Uczeń Mateusz Profaska (16 lat) wyznał wprost: „Teoretycznie zbrodnia wołyńska była mi znana, uczyłem się o niej na historii … Były to dla mnie jednak tylko fakty historyczne, dane statystyczne. Teraz ta zbrodnia ludobójstwa zaczęła nabierać realnego wymiaru. Zdałem sobie sprawę, iż dotyczyła ona prawdziwych, rzeczywistych ludzi – kobiet, dzieci, starców. Byli oni tacy sami jak my, mieli te same marzenia, pragnienia, nadzieje i obawy. Jednego dnia zostało im to wszystko odebrane”.
Inny uczeń – Kordian Sikorski przyznaje się, iż wcześniej niechętnie wysłuchiwał opowieści z lat wojny przekazywanych mu przez ojca, który relacjonował przeżycia własnego dziadka żołnierza AK, ale po obejrzeniu filmu „Wołyń” bardzo się zdziwił, iż wszystko co usłyszał w przekazie rodzinnym okazało się prawdą. Uznał więc, iż „trudno jest przejść obok tego obojętnie, iż trudno wybaczyć …, ale nie jest to przecież film o nienawiści, bo obok bestialskich scen pojawiają się obrazy pełne miłości, zrozumienia i przyjaźni”. Zgodził się też z tezą W. Smarzowskiego, iż „Wołyń” jest filmem zrobionym z dużą wiarą w człowieka. Tego słusznego poglądu nie może przekreślić fakt, iż w filmie ukazane realistycznie jest okrucieństwo i niebywała przemoc co wywołało wiele kontrowersji i słów krytyki.
Ale nas w tym momencie interesuje odbiór tego filmu przez młodych ludzi biorących udział w konkursie. „Jest to jeden z lepszych polskich filmów historycznych jakie widziałem. Trzymały mnie przez cały czas w napięciu realne sceny na ekranie … Reżyser ukazał, jak w najokrutniejszy sposób giną ludzie, pokazując przemoc, po to abyśmy zastanowili się nad ludzką naturą, bowiem to >>ludzie ludziom zgotowali ten los<<, widzimy iż człowiek zdolny jest do wszystkiego. Smarzowski odsłania właśnie ciemną stronę ludzkiej natury”.
Tak ocenia ten film Miłosz Noga u którego film zrodził pytanie jak to jest możliwe, iż choćby znajome osoby, takie jak sąsiedzi ze wsi, mogą stać się zdrajcami, a choćby mordercami. Godna uwagi jest bardzo trafna refleksja tego młodego recenzenta filmu „Wołyń” o tym, iż „Człowiek mając zaprogramowaną ideologię staje się niebezpieczny i zdolny do wszystkiego”. Podzielając w całej rozciągłości tę konstatację z prawdziwym niepokojem odnotowuję brak reakcji na Ukrainie, a także w Polsce na coraz wyraźniejsze oznaki odradzania się neobanderyzmu czego przejawem są różnego rodzaju symbole (pomniki Bandery, Szuchewycza, nazwy ulic, czarno – czerwone flagi) i działania (rocznice utworzenia UPA, rajdy tematyczne itp, publiczne wygłaszanie pozdrowień banderowskich choćby przez niektórych polityków polskich) propagujące ideologię nacjonalistów ukraińskich krwawo zapisanych w historii obu naszych narodów jako, iż z ich rąk ginęli także szlachetni Ukraińcy ratujący Polaków – sąsiadów i przyjaciół.
Filmowi „Wołyń” nie można zarzucić stronniczości w interpretacji tego tragicznego rozdziału historii w relacjach polsko – ukraińskich. Jak słusznie zauważa cytowany wyżej Miłosz Nogaj „w filmie Polacy też popełniają zbrodnie, mszcząc się w odwecie, zabijają niewinne kobiety i ich dzieci, co pokazuje obraz okrutnego społeczeństwa, które w trakcie wojny, jest w stanie zrobić wszystko co najgorsze”…
Autorzy „Raportu z przebiegu Konkursu”, bardzo kompetentni i wnikliwi badacze historii dr Elżbieta Kocowska-Siekierka i dr Michał Siekierka z niezwykłą precyzją wyłowili z prac konkursowych najcenniejsze oceny i refleksje jakie film „Wołyń” wzbudził wśród uczniów – uczestników Konkursu. Mimo młodego wieku autorów prac konkursowych budzą uznanie ich trafne spostrzeżenia i uogólnienia jak np. te autorstwa Zuzanny Janusz: „ten imponujący film jest przede wszystkim opowieścią o osaczeniu, o walce o życie i człowieczą godność, o próbie wyrwania siebie i swej rodziny z wojennego piekła. Bowiem z pozornie chaotycznych scen można dostrzec wielopłaszczyznowy obraz Wołynia jako mieszanki wielu kultur świata, pod powierzchnią którego dochodzi do strasznych aktów przemocy wobec człowieka, a adekwatnie sąsiada”.
O tym, iż Wołyń był „wielopłaszczyznowy” jako mieszanka wielu kultur języków i religii zaświadcza też otwarta niedawno w Sobótce k. Wrocławia wystawa będąca rezultatem kolekcjonerskiej pasji potomka Kresowian Dariusza Kanaka. Zgromadził on wiele przedmiotów codziennego użytku na wsi wołyńskiej oraz mnóstwo pamiątek rodzinnych (fotografie, świadectwa szkolne, listy, dokumenty). Stąd zasadny jest tytuł wystawy „Moja wołyńska rodzina”, wzbogaconej ciekawymi planszami tematycznymi. Wystawa ukazuje różne dziedziny życia mieszkańców Wołynia, ich pracy, świąt, oświaty, wierzeń religijnych, obrzędowości i budujących przejawów patriotyzmu.
Osobiście odczuwam tylko brak w tej ekspozycji obszerniejszego fragmentu wołyńskiej rzeczywistości jaką było dokonane tam przez nacjonalistów ukraińskich ludobójstwo w latach II wojny światowej. Nie jestem zwolennikiem tego by hasło „Wołyń” było synonimem straszliwej tragedii jaka stała się udziałem naszych rodaków na tym terenie, ale nie można tego bolesnego rozdziału historii skwitować tylko jedną planszą ukazującą unicestwienie rodziny Paszkowskich. Generalnie wystawa i jej twórca zasługują na uznanie zwłaszcza, iż jej powstanie jest inicjatywą całkowicie społeczną o dużej sile integrującej potomków Wołynian żyjących na Dolnym Śląsku. Już wiadomo, iż wystawa będzie niedługo prezentowana w Kątach Wrocławskich i w samym Wrocławiu.
Przy okazji otwarcia omawianej wystawy w kultowym wręcz i bardzo dobrze prowadzonym „Muzeum Ślężańskim” w Sobótce można było zaopatrzyć się w bardzo cenne i interesujące książki autorstwa Mieczysława Kuczyńskiego z Poznania, a z urodzenia Wołyniaka z Korca. Jego książki (m.in. „Nie Dane Im Było – Wołyń z Oddali”, „Z Polski do Polski”) to niemal fotograficzna panorama rodzinnych stron autora, członków jego rodziny, sąsiadów i przyjaciół oraz ich losy na tle wielkich wydarzeń dziejowych tamtych wojennych czasów. Mieczysław Kuczyński z adekwatną sobie skromnością nie pretenduje do miana pisarza zgadzając się na status kronikarza. Zapewniam tych, którzy sięgną do jego książek, iż jest kronikarzem skrupulatnym, rzetelnym z dużą domieszką liryzmu i talentu literackiego. Swoje książki o kraju lat dzieciństwa traktuje jako zobowiązanie wobec przodków i rodzaj misji upamiętnienia polskiej obecności na Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej. Tak napisał o tym we wstępie do jednej ze swoich książek: „Chciałem przekazać rodzinne dzieje i poszukiwania tym wszystkim, dla których „moja” część Wołynia jest ważnym miejscem na ziemi. Dla nich samych czy ich bliskich. Myślę, iż jest to wręcz moją powinnością. Jestem przekonany, iż moim przodkom należy się wyraz trwalszy niż miejsce w mojej pamięci czy choćby sercu”.
I rzeczywiście książki Mieczysława Kuczyńskiego są tym trwalszym wyrazem niż tylko pamięć indywidualna czy rodzinna, bo są one źródłem wiedzy o Wołyniu i jego mieszkańcach. Wiedzy nie zdeformowanej, nie koniunkturalnej i nie skażonej poprawnością polityczną. Oto przykład rzetelnej relacji: „Zginęła Teofila Sokołowska, która z ich (tj. Ukraińców) strony nie spodziewała się niczego złego. Była dla nich dobra i przez nich lubiana. A jednak … Ludziom się wydawało, iż wystarczyło być dobrym dla Ukraińców, by uniknąć najgorszego. Nie miało to żadnego znaczenia. Pełni ufności stawali się najłatwiejszym łupem” (M. Kuczyński „Nie dane im było”).
Podobny tok myślenia zdeterminował postępowanie dziadka Krzesimira Dębskiego, ks. Ludwika Wrodarczyka czy też Zbigniewa Szablewskiego bohatera serialu „Dom pod dwoma orłami” (reż. Waldemar Krzystek) pokazywanego aktualnie w TVP. Oni wszyscy w różny sposób byli dobrzy dla Ukraińców stąd „pełni ufności stawali się ich najłatwiejszym łupem”. M. Kuczyński przytacza też przykłady Ukraińców ratujących Polaków z narażeniem własnego życia. Życzliwa i odważna Ukrainka Tatiana Fidziukiewicz przewiozła na targ w mieście małą polską dziewczynkę w worku z prosiętami ratując ją przed niechybną śmiercią z rąk banderowców. Dobre uczynki Polaków wobec ukraińskich sąsiadów nie stanowiły jednak skutecznej ich ochrony w czasach rozszalałego szowinizmu i banderowskiego ludobójstwa. Ci Polacy, którzy uwierzyli w istnienie postawy wdzięczności lub zwykłej ludzkiej przyzwoitości, w wielu wypadkach srodze się zawiedli. Ukraińska wdzięczność w tamtych czasach miała krótką pamięć. I to zarówno wdzięczność w wymiarze indywidualnym jak też i instytucjonalnym.
W czasach nam bliższych tezę tę potwierdza zachowanie cerkwi grekokatolickiej wobec swoich braci w wierze czyli w stosunku do kościoła rzymsko-katolickiego. Powszechnie wiadomo, iż w latach minionych działalność kościoła greko-katolickiego była w ZSRR zabroniona. Wówczas wyznawców tej konfesji „przytulił” – także w sensie dosłownym kościół rzymsko-katolicki; jego hierarchowie, kapłani i wierni. Często w latach 70 – tych ubiegłego wieku spotykałem w Katedrze Lwowskiej modlących się greko-katolików. Niektórych znam osobiście do tej pory. W niepodległej Ukrainie grekokatolicy zawładnęli wieloma świątyniami rzymsko-katolickimi, a bolesnym przykładem takiej tendencji, jest piękny kościół barokowy w Komarnie, którego renowację wspierała z Rzymu finansowo prof. Karolina Lanckorońska. Otóż kościół ten został siłą zabrany rzymskim katolikom o czym mówił ks. arcybiskup Mieczysław Mokrzycki w filmie „Szkic do portretu” (TVP – Historia). Wiem, iż życzliwe zrozumienie trudnej sytuacji rzymskich katolików w Komarnie wykazał tamtejszy proboszcz parafii prawosławnej.
Innego kapłana prawosławnego modlącego się razem z księżmi rzymsko-katolickimi i pastorem ewangelickim ujrzałem w Katedrze Polowej W.P. podczas tegorocznego okolicznościowego nabożeństwa w intencji ofiar brutalnej pacyfikacji Huty Pieniackiej, której rocznicę uroczyście obchodzono 28 lutego; najpierw w Katedrze, a następnie przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Nam uczestnikom tego nabożeństwa do pełnego ekumenizmu kolejny raz zabrakło przedstawiciela Kościoła greko-katolickiego, który miał i ma przez cały czas przemożny wpływ na kształtowanie postaw moralnych znacznej części narodu ukraińskiego, z którym pojednanie na gruncie prawdy może być etapem na drodze ku przebaczeniu.
Mimo zasygnalizowanej powyżej asymetrii uczuć i zachowań w relacjach Polaków z Ukraińcami – zwłaszcza w sytuacjach ekstremalnych lub co najmniej trudnych – uważam, iż powinniśmy przez cały czas ofiarnie i z potrzeby serca pomagać naszym sąsiadom zza wschodniej granicy gdyż dotknęło ich największe nieszczęście jakim dla wszystkich narodu jest wojna. Ukraińcy są w sytuacji w której sympatia i współczucie nie wystarczą. Polacy dobrze to rozumieją i spontanicznie wczuwają się w ich ciężkie, a często dramatyczne czy też tragiczne położenie, zwłaszcza kobiet i dzieci ukraińskich. To tyle w wymiarze ludzkim, indywidualnym i osobistym. Wszystko to rozgrywa się w obszarze elementarnych praw i zachowań humanitarnych. Natomiast w wymiarze międzypaństwowym wszelkie działania Polski wobec Ukrainy muszą mieć silny pierwiastek racjonalizmu a nie mesjanizmu czy chociażby romantyzmu. W żadnej sytuacji decydenci i kreatorzy wojennej rzeczywistości nie mogą stracić z pola widzenia interesu własnego narodu i państwa. To jest wątek który wymaga oddzielnego omówienia.
Wracając do filmu „Wołyń” i jego znaczenia dla podniesienia poziomu świadomości historycznej naszego społeczeństwa w kontekście ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich których ofiarą padło ok.200 tys. mieszkańców polskich Kresów Wschodnich – w tym także Ukraińców pomagających Polakom – należy stwierdzić, iż dzieło W. Smarzowskiego oparte na scenariuszu wybitnego pisarza Stanisława Srokowskiego który jest jednym z naocznych świadków zbrodni – ma przełomowe znaczenie dla rozumienia tego problemu przez znaczący odsetek Polaków. Ten film wniósł niepowtarzalną jakość do myślenia historycznego naszego społeczeństwa. Dotyczy to nie tylko ludzi starszego pokolenia, ale także młodych Polaków co wynika z analizy prac konkursu „Wołyń-Pamięć Pokoleń”.
Mateusz Profaska z Liceum Ogólnokształcącego im. M. Grzegorzewskiej w Mikołowie napisał: „Zadawałem sobie (po obejrzeniu filmu – przyp. Mój) pytanie czym jest człowieczeństwo? Czy ktoś kto z zimną krwią odrąbał ludzką głowę, obrał żywcem swego sąsiada ze skóry, ma prawo nazywać się człowiekiem? W filmie Smarzowskiego padły znamienne słowa: >> To nie ludzie, to zwierzęta! << Inny z bohaterów podkreślił, iż są gorsi niż zwierzęta, gdyż te się nie znęcają. Lew zabija aby przeżyć, na Wołyniu zabijano z chęci zemsty, dla satysfakcji, z nacjonalistycznych pobudek”. Optymistycznym akcentem w tych smutnych rozważaniach uczniów uczestniczących w konkursie jest uogólniona konstatacja która brzmi jak hasło młodzieżowego zobowiązania iż „Jesteśmy winni pomordowanym pamięć”.
To kolejny moment potwierdzający maksymę życiową wielu działaczy kresowych i organizacji: Nie o zemstę ale o pamięć wołają ofiary. Stowarzyszenie Kulturalne „Krajobrazy” w Legnicy wsłuchując się z uwagą i czułością w podobne wezwanie „Mortui viventes obligant (Umarli zobowiązują żywych)” organizuje od kilkunastu już lat uroczystości Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Banderowskiego Ludobójstwa znajdując w tym szlachetnym dziele przychylność o. Franciszkanów i Parafii św. Jana w Legnicy.
Jak się łatwo domyślić film „Wołyń” miał też wielu krytyków i przeciwników. Negatywnie oceniła go także Oksana Zabużko, ukraińska pisarka fetowana przez niektóre środowiska w Polsce. W jednym z wywiadów przyznała, iż filmu nie obejrzała ale „czytałam scenariusz i to mi wystarczyło”. W tymże wywiadzie pochwaliła aktorów ukraińskich którzy odmówili udziału w tym filmie. Domyślam się, iż mieli swoje powody takiego zachowania, ale można przypuszczać iż jednym z nich był strach przed reakcją ukraińskich środowisk neobanderowskich które nie są w żadnym stopniu zainteresowane ujawnianiem prawdy o ludobójstwie i jego Ofiarach.
W atmosferze przewrażliwienia na tematy historyczne w kontekście toczącej się wojny na Ukrainie mogą pojawić się w przestrzeni publicznej polskiej i ukraińskiej głosy krytyczne pod adresem serialu „Dom pod dwoma orłami”, w którym utalentowany reżyser Waldemar Krzystek ukazał „Dni łez i grozy” na Kresach Wschodnich i ludzką niewdzięczność oraz okrucieństwo. Oczywiście te deformacje charakterologiczne pojawiły się w postępowaniach ludzi różnych narodowości, których losy skrzyżowały się na dawnych Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej, na syberyjskim zesłaniu i we Wrocławiu. Ten serial z pewnością dla wielu ludzi stanie się źródłem wielu cennych i głębokich refleksji, a dla niektórych będzie być może pierwszą lekcją historii której tworzywem są powikłane niezwykle losy różnych ludzi w ekstremalnych i nieprzewidywalnych dla nich sytuacjach. Reżyserowi Waldemarowi Krzystkowi należą się słowa uznania za artystyczne i historyczne walory stworzonego przez niego dzieła filmowego. Gratuluję mu odwagi w podejmowaniu wątków których wielu twórców i polityków nie podejmuje pod pretekstem, iż „teraz nie jest dobry czas na ich upowszechnianie”.
Nie jestem znawcą ani krytykiem filmowym. Nie zamierzam też porównywać obu filmów („Wołyń” W. Smarzowskiego i „Dom pod dwoma orłami”), chociaż niektóre sekwencje są bliźniaczo podobne (np. kazania ukraińskich kapłanów). Ale z pozycji przeciętnego widza obydwa te filmy odbieram jako istotny czynnik stymulujący pogłębioną refleksję nad tragizmem niektórych momentów w dziejach naszego narodu oraz nad dewastacją podstawowych wartości cywilizacyjnych przez systemy totalitarne i wojny do których one doprowadzają. Jednak w obydwu filmach przez koszmar śmierci, terroru i mrok dehumanizacji, przebija się promyk nadziei i wiary w człowieczeństwo które podobnie jak prawda objawi się w sprzyjających okolicznościach.
Dr Tadeusz Samborski
Prezes Stowarzyszenia Kulturalnego „Krajobrazy”
Myśl Polska, nr 15-16 (9-16.04.2023)