A fresh War Is on the Line: “The Simplest Solution Seems to Them to Invade Lebanon”

news.5v.pl 5 hours ago
  • We wtorek i środę w Libanie eksplodowały urządzenia elektroniczne, zabijając 42 osoby i raniąc blisko 3,5 tys. ludzi. Podejrzenia padają na Izrael, choć ten oficjalnie nie przyznaje się do sprawstwa
  • — Ten atak wywołał w pewnych kręgach na Zachodzie entuzjazm połączony z wesołością. Jednak pamiętajmy, iż był on w dużym stopniu przeprowadzony na ślepo — mówi Krzyżanowski
  • — Izrael, Hezbollah i stojący za nim Iran nie chcą otwartej wojny — zaznacza ekspert. Ale dodaje, iż nie oznacza to, iż ona nie wybuchnie
  • — Na podstawie dostępnych, wiarygodnych informacji mogę ocenić, iż główna część arsenału Hezbollahu pozostaje nienaruszona i może być użyta — mówi o zapasach rakiet, utrzymywanych przez organizację jako „opcja atomowa”
  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

Napięcie na Bliskim Wschodzie znów rośnie, po tym, jak w ostatnich dniach doszło do bezprecedensowych ataków w Libanie. We wtorek w całym kraju wybuchły pagery, a dzień później krótkofalówki, zabijając łącznie 42 osoby i raniąc niemal 3,5 tys. ludzi.

Urządzenia miały być wykorzystywane przez członków Hezbollahu, szyickiej organizacji politycznej i militarnej wspieranej przez Iran. Podejrzenia o spowodowanie eksplozji natychmiast padły na Izrael. Jego władze oficjalnie nie przyznają się do ataku, ale w środę rzecznik izraelskiej armii pogratulował wojsku i służbom specjalnym „wspaniałych osiągnięć”.

— Stuprocentowej pewności nigdy nie ma. Natomiast biorąc pod uwagę skalę i cel tego ataku, można wysunąć przypuszczenie graniczące z pewnością, iż stoi za tym właśnie Izrael — ocenia w rozmowie z Onetem Marcin Krzyżanowski, orientalista z Uniwersytetu Jagiellońskiego i były konsul RP w Kabulu.

— Po pierwsze to Izrael na tym skorzystał. Po drugie, w regionie nie ma innego państwa ani organizacji, które byłyby w stanie przeprowadzić tego typu operację — tłumaczy.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Fanatycy religijni naciskają na Netanjahu

Hezbollah powstał w latach 80. jako szyicki ruch oporu w okupowanym wówczas południowym Libanie i od tamtej pory prowadzi walkę z Izraelem. Dziś organizacja, uznawana przez część zachodnich państw za terrorystyczną, jest dominującą partią polityczną w swoim kraju. Jednocześnie dysponuje zbrojnym skrzydłem i tysiącami oddanych bojowników.

Konflikt Hezbollahu z Izraelem nasilił się po ataku Hamasu z 7 października 2023 r. Obie strony od niemal roku prowadzą wzajemny ostrzał, do otwartej wojny między nimi jednak na razie nie doszło.

Marcin Krzyżanowski wątpi, by miała ona wybuchnąć tym razem. — Izrael, Hezbollah i stojący za nim Iran tego nie chcą. Po prostu straty dla każdej ze stron byłyby zbyt duże — zaznacza. — Iran obawia się izraelskiej supremacji w powietrzu i ewentualnego zaangażowania Stanów Zjednoczonych. Hezbollah obawia się ogromnych strat w bezpośredniej konfrontacji z armią izraelską. Z kolei Izrael próbował już w 2006 r. przepędzić Hezbollah za rzekę Litani i nie skończyło się to dla niego zbyt dobrze. Armia izraelska wyciągnęła z tego wnioski — wyjaśnia.

Nasz rozmówca nawiązuje do izraelskiej inwazji na południowy Liban latem 2006 r. Trwająca 34 dni wojna kosztowała atakujących życie ponad 120 izraelskich żołnierzy i nie przyniosła planowanego zniszczenia Hezbollahu.

PAVEL WOLBERG / PAP

Izraelscy żołnierze ewakuują rannego podczas wojny z Libanem w 2006 r.

Krzyżanowski zaznacza jednak, iż nastroje w Tel Awiwie zmierzają w stronę podobnego scenariusza. W poniedziałek Izrael oficjalnie poszerzył swoje wojenne cele o zapewnienie bezpiecznego powrotu mieszkańcom północnej części kraju przy granicy z Libanem. Dziesiątki tysięcy ludzi opuściły swoje domy w ostatnim roku, uciekając przed ostrzałami Hazbollahu. CNN, powołując się na źródło w izraelskim aparacie bezpieczeństwa, podaje, iż izraelskie wojsko przesuwa elitarną dywizję ze Strefy Gazy na północ kraju.

— Zdecydowanie istnieje ryzyko inwazji Izraela na Liban. Ten nurt myślenia wśród izraelskich polityków jest nie tylko obecny, ale systematycznie się wzmacnia. Szczególnie u religijnych radykałów pokroju ministrów Smotricha i Ben Gwira — mówi, wskazując na skrajnie prawicowych koalicjantów w rządzie Binjamina Netanjahu.

ABIR SULTAN / PAP

Skrajnie prawicowy minister rządu Izraela Itamar Ben Gwir

Ekspert tłumaczy, iż wiąże się to z długofalowymi planami Iranu i jego sojuszników, którzy przyjęli koncepcję tzw. strategicznej cierpliwości. — Zakłada ona, iż Iran i Hezbollah nie dadzą się wciągnąć w otwartą wojnę, ale będą otaczać Izrael tzw. pierścieniem ognia. To znaczy cały czas go nękać i podkopywać. Izrael z jednej strony ma tracić pieniądze, inwestorów i ludność, która przestraszona miałaby emigrować z kraju. W perspektywie kilkudziesięciu lat, w połączeniu z bałaganem politycznym i spadkiem morale, miałoby to doprowadzić do załamania się państwa Izrael. I ta strategia jest konsekwentnie realizowana — podkreśla Krzyżanowski.

— W Izraelu pojawiają się głosy: „tak dalej być nie może, coś trzeba zrobić”. Co? Najprostszym rozwiązaniem wydaje się inwazja na Liban. Tyle iż dziś byłaby ona dla Izraela bardzo ryzykowna. Choć niewykluczone, iż pod presją radykalnych koalicjantów premier Netanjahu się na nią zdecyduje — dodaje orientalista z UJ.

Opcja atomowa Hezbollahu

W razie potencjalnej wojny przewaga technologiczna jest po stronie Izraela, ale asem w rękawie Hezbollahu pozostaje ogromny arsenał rakietowy rozmieszczony na południu Libanu. Jego dokładny rozmiar nie jest znany, przy czym eksperci oceniają, iż przy masowym wystrzeleniu pocisków mogłyby one skutecznie przełamać izraelskie systemy obrony ze słynną Żelazną Kopułą na czele.

Do tej pory liderzy szyickiej organizacji nie decydowali się na pełne wykorzystanie rakiet, utrzymując je jako „opcję atomową” na wypadek eskalacji. Zdaniem Krzyżanowskiego trwająca od roku wymiana ognia nie zmieniła wiele w tej kwestii. — Na podstawie dostępnych, wiarygodnych informacji mogę ocenić, iż główna część arsenału Hezbollahu pozostaje nienaruszona i może być użyta — zaznacza.

ABACA / PAP

Pożar w północnym Izraelu po ostrzale rakietowym z Libanu w lipcu 2024 r.

Ekspert podkreśla też, iż libańska organizacja dokonała znaczącego postępu technicznego i organizacyjnego od czasu wojny z 2006 r. Izrael, decydując się na inwazję na Liban, natrafiłby dziś na dużo mocniejszego przeciwnika.

Hezbollah mógłby liczyć też na znaczącą pomoc Iranu, który od początku jest jego patronem. Krzyżanowski przestrzega przy tym, by traktować libańską organizację jako marionetkę Teheranu. — Iran jest głównym sponsorem Hezbollahu i ma wielki wpływ na jego decyzje polityczne. Ale nie wtrąca się w konkretne operacje militarne, tylko nadzoruje działalność kierownictwa — podkreśla.

Atak przeprowadzony na ślepo. Ofiarami padły dzieci

Ataki na pagery i krótkofalówki wywołały popłoch w całym Libanie. Urządzenia eksplodowały w jednym momencie, gdy noszące je osoby znajdowały się często w miejscach publicznych. Do eksplozji dochodziło w sklepach, na ulicach, czy podczas ceremonii pogrzebowych. Ofiarami padły liczne osoby postronne, w tym dzieci. Z różnych części świata w stronę Izraela popłynęły oskarżenia o terroryzm. Choć reakcje były różne.

— Ten atak w pewnych kręgach na Zachodzie wywołał entuzjazm połączony z wesołością. Jednak pamiętajmy, iż był on w dużym stopniu przeprowadzony na ślepo — podkreśla Marcin Krzyżanowski.

— Zwolennicy ataku podnoszą argument, iż w dzisiejszych czasach nikt już nie używa pagerów. Czyli jeżeli ktoś miał przy sobie pager, to na pewno w jakiś sposób wspierał Hezbollah i był uprawnionym celem — dodaje. Szyicka organizacja zaczęła niedawno używać tych archaicznych urządzeń do wewnętrznej komunikacji, by zmniejszyć ryzyko przechwycenia wiadomości.

— To tłumaczenie ma pewien sens, ale nie ukrywam, iż nie do końca mnie przekonuje — mówi nam ekspert z Uniwersytetu Jagiellońskiego. — Takie spojrzenie podziela bardzo wiele osób. Ten atak z pewnością przyczyni się do dalszej erozji wizerunku Izraela w świecie — zaznacza.

Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: [email protected]

Read Entire Article