5 things this election run taught me...

dymek.substack.com 3 weeks ago

10…9…8… KONIEC! Wybiło odliczanie do końca jednej z najgłupszych kampanii, jakie pamiętamy, a wyniki exit poll powiedzą nam, kto okazał się jej (przynajmniej pierwszej tury) zwycięzcą. To zatem też czas, aby spróbować dokonać pewnego podsumowania. Nie wyników, bo w momencie gdy piszę jeszcze ten tekst, na to za wcześnie. Można jednak już teraz dokonać podsumowania wniosków i lekcji z minionych miesięcy. Czasami będących też dla komentatorów polityki i wszystkich nas, zajmujących się jej analizowaniem, wnioskami całkiem wywrotowymi i lekcjami pokory.

A zatem i podsumowania, które traktuje płytkość kampanijnego sporu nie jako powód do zniechęcenia i cynizmu wobec polityki i poziomu naszej debaty - ale jako wyzwanie.


Zapraszam!

  1. PO-PiS naprawdę istnieje i jest z nami w pokoju.

    Przez całe lata diagnoza mówiąca, iż PO i PiS to tylko dwa skrzydła jednej faktycznie rządzącej Polską partii, która inscenizuje spór tym bardziej brutalny i wulgarny, im mniej je różni, uważana była za wybryk publicystyczno-inteligenckiego ekscentryzmu. Swego rodzaju herezję przeciwko uświęconych tradycją i obyczajem prawdom. Zaś strażnicy tego sporu i kapłani uprawiający rytuał dorzucania do wiecznego ognia polsko-polskiej wojenki, nie mogli dopuścić, by ta herezja przebiła się do uszu wiernych. To bowiem groziłoby upadkiem całego gmachu religii i obrzędu zbudowanego wokół AntyKaczyzmu i AntyTuskizmu. Bo ten zrytualizowany konflikt gwarantował, iż tak długo jak trwa - a ogień płonie - tak długo jego uczestnicy będą wymieniać się władzą.

    Dziś, aby dalej temu przeczyć, trzeba złej woli, religijnego zaślepienia albo ignoracji wobec liczb i faktów - które potwierdzają tę “heretycką” intuicję. Nie tylko premier Tusk rządzi kolejny rok z programem Jarosława Kaczyńskiego (o czym pisałem obszernie na rocznicę wyborów w „Tygodniku Powszechnym”), ale poszliśmy o krok dalej. Wyzwaniem jest znaleźć istotne programowe różnice między Rafałem Trzaskowskim, a Karolem Nawrockim, którzy nie są już tylko awatarami swoich partii i ich liderów, ale dwiema wcieleniami tej samej partii „zdrowego rozsądku” globalnej prawicy. A zarazem polskiej partii środka, która nie tyle ma jakiś własny program, co stara się zagarnąć możliwie największy kawałek sceny politycznej, dla której da się znaleźć wspólny mianownik i nie dać obejść się Konfederacji od prawej.

    Nie przypadkiem być może zresztą na kampanijnych stronach Rafała Trzaskowskiego w zakładce „mój plan na Polskę” zamiast programu społecznego prezydentury wisi plansza z hasłem „zdrowy rozsądek” w życiu społecznym, a listę postulatów, które stanowią rozwinięcie owego „zdrowego rozsądku” kandydat zaczyna od odebrania 800+ dzieciom z Ukrainy, których rodzice nie pracują w Polsce.

    Oczywiście na tym – zapożyczonym od Trumpa zresztą haśle – lista wspólnych punktów obu obozów się nie kończy, przeciwnie. Od budowy CPK i umocnień na granicy; przez odejście od założeń Zielonego Ładu, sprzeciw wobec Paktu Migracyjnego czy nowych umów o wolnym handlu (jak UE-Mercosur), rekordowe inwestycje w zbrojenia i wyścig o łaskę i atencję amerykańskiego protektora, obietnice utrzymania wysokich świadczeń dla Polaków i ograniczenie ich dla obcokrajowców oraz migrantów (których liczbę również obiecujemy ograniczyć), ochrona polskiego rolnictwa i branży transportowej przed ukraińską i nie tylko konkurencją, wsparcie własności jako podstawowy sposób działania na rzecz większej dostępności mieszkań, aż po odbudowę Pałacu Saskiego i opartą na gestach wielkości politykę zagraniczną uszytą pod krajowego odbiorcę, - kto dziś powie, czy to program PiS czy PO? I w czym różnią się tu Trzaskowski i Nawrocki?

  2. …ale zarazem ten sam PO-PiS się kurczy.

    Jednocześnie, co przypominają badacze i obserwatorzy, udział głosów kadydatów PO-PiS w tych wyborach względem reszty stawki maleje. Sondażowe wyniki przed ciszą wskazywały, iż kandydaci będą musieli podzielić się między sobą liczbą głosów odpowiadającą 57% ważnych głosów, w porównaniu z 73,96% w pierwszej turze wyborów prezydenckich 2020 roku i 68,51% w 2015. Dziś kandydaci PO i PiS zgarniają mniej głosów przy braku mocnego trzeciego kandydata (jakim był Paweł Kukiz w 2015 oraz Szymon Hołownia i Krzysztof Bosak w 2020) niż w poprzednich wyborach, a ich poparcie jest podobnie wyrównane - obie partie nieomal remisują - co w 2015 roku. Paradoksalnie jest to efekt… słabnięcia PiS, którzy choćby przegrywając wybory w 2023 roku cieszył się większym poparciem niż dziś (ale i PO kilka zyskało).

    Spór PO-PiS angażuje coraz starszego wyborcę - co pokazuje także poniższy wykres - ale i ciągnie w dół koalicjantów premiera Tuska. Jego oczywistym beneficjentem jest zaś Konfederacja, która w realiach „zwrotu egoistycznego” po raz kolejny zwyżkuje i zastępuje Trzecią Drogę w roli realnej trzeciej siły w polskiej polityce. Tendencje, które napompowały Konfederację w roku 2023 – niechęć do pobierających świadczenia i rzekomo korkujących NFZ Ukraińców, złość na składkę zdrowotną, chęć odepchnięcia od siebie wyrzeczeń związanych z wojną, inflacją i transformacją energetyczną - jest równie aktualna w 2025. Dlatego wszyscy kandydaci „zapraszają nas do Nibylandii”… (gdzie rządzi prawdziwy Piotruś Pan spośród kandydatów, o którym poniżej)



    3. A więc gdy trwoga, to po wyborcę Konfederacji.

    A skoro tak - i Konfederacja dysponuje kilkunastoprocentowym poparciem - to pozostali kandydaci, w szczególności dwójka sondażowych liderów, postanowiła ścigać się się w jednoczesnym demonizowaniu Menztena i przekonywaniu, iż będą lepszym Menztenem niż oryginał.

    Z jednej strony dowodząc, iż kandydat Konfederacji reprezentuje wszystko co w polskiej polityce najgorsze, ale jednocześnie ma na tyle dobre pomysły w dziedzinie podatków, składek i świadczeń społecznych, ochrony zdrowia, regulacji, stosunku do UE i Ukrainy, iż warto je przedstawić jako własne. Jak kot Schrodingera politycznej demagogii - najgorszy ze wszystkich kandydatem, który jest tak dobry ze wszyscy chcieliby być nim. W pewnym momencie tego wyścigu sztab Rafała Trzaskowskiego już nie tylko “mrugał”, ale wprost mówił całymi zdaniami i kradł sformułowania z kampanii Sławomira Mentzena - w tym zapowiadał programy “DWA ZA JEDEN” i “UE PLUS ZERO” z programu Mentzena w… tych samych słowach co Menzten… jako SWOJE.


To kolejna powtórka z roku 2023 i kampanii, w której pozostałe komitety próbowały ukraść wyborcę Konfederacji, podbierając jej język, postulaty i program. Wtedy się udało, bo rozkręcona na tydzień przed wyborami panika medialna mówiąca, iż Hołownia może spaść pod próg pomogła wypchnąć Trzecią Drogę od góry, ale i licytacja na to, to kto skuteczniej ukróci “pisowskie rozdawnictwo”, “socjał” i “złodziejskie skutki polskiego ładu” naprawdę zadziałała. Dziś może być nieco inaczej, bo…

4. Gdy cała stawka przesuwa się w prawo, robi się miejsce dla Lewicy.

Przesunięcie się całej stawki w prawo - od błyskawicznie porzucającego w kampanii wyborczej garnitur inteligenta ze stolicy Rafała Trzaskowskiego, by ujawnić się jako fan disco-polo, ogórków kiszonych i armatohaubic; aż po udział w wyborach Grzegorza Brauna i paleoprawicową kandydaturę Karola Nawrockiego - miało przewrotny efekt. Okazało się bowiem, iż to stworzyło miejsce po lewej i uwolniło margines dla nie jednego, a dwójki kandydatów. I podział Lewicy nie zaszkodził, a pomógł. Zbierając 11% w sondażach przed wyborami Zandberg i Biejat nie tylko bowiem przeskakują wynik sondażowy samej lewicy. Pokazują zarazem, iż strategia “dwóch lewic” - rządowej i antyrządowej - przynosi w tych wyborach dywidendę poparcia, a i lewica jest w stanie zerwać z dotychczasowymi tabu i - co wydawało się niemożliwe - zawalczyć o głosy Konfederacji…

Jak pisałem kilka dni temu: Z badań wynika, iż w grupie młodych Polaków kandydaci POPiS-u nie tylko przegrywają. Przegrywają znacznie z dwójką kandydatów, których ugrupowania w sumie notują poparcie trzykrotnie mniejsze niż PO i PiS. Jedna z tych partii ledwo przekroczyła próg (Konfederacja 7% w wyborach 2023), a druga startując samodzielnie nie zrobiła tego nigdy (i nie wiadomo, czy uda się w przyszłości).

Przyczyny tego stanu rzeczy da się jasno wytłumaczyć. Także te (podobno niemożliwe!) deklaracje wyborcze - i liczne internetowe komentarze - ludzi deklarujących, iż wahają się pomiędzy Zandbergiem i Mentzenem, albo Mentzenem i Zandbergiem. Bo pomimo tego, iż obaj stoją na przeciwnych biegunach polskiej polityki jeżeli chodzi o podatki, NFZ, stosunek do UE czy rolę państwa, stoją także (razem) naprzeciw dwóch partii wymieniających się władzą od dwudziestu lat i w mocnej opozycji do rządu premiera Tuska. Jeden i drugi mówi w oczach niezdecydowanych wyborców szczerze i w zgodzie z własnymi przekonaniami - nie musząc tłumaczyć się z błędów czy niepopularnych decyzji aktualnych lub poprzednich rządów. Żaden z tej dwójki - a choćby bardziej Zandberg - nie ma problemu, by pójść wbrew nie tylko poglądów PO czy PiS, ale utartych od ponad ćwierćwiecza sloganów polskiej polityki. Mówiąc wprost i w skrócie: obaj mogą powiedzieć, iż ma nie być tak, jak chce Tusk albo Kaczyński, tylko zupełnie inaczej.

A poza sprawami programowymi (które w wyborach prezydenckich są i tak drugo-, albo i trzeciorzędne) są jeszcze kwestie odczuć - czy “wajbu” - jakie towarzyszą tym kandydaturom. Dla kogoś, kogo główną motywacją do zainteresowania się polityką jest chęć pokazania klasie rządzącej, iż nią gardzi - energia “wywracaczy stolika”, jaką wnoszą Menzten i Zandberg jest niezwykle magnetyczna.

5. Be careful what you wish for…

Przed wyborami i kampanią niektórzy narzekali na brak debat i możliwości starcia kandydatów w możliwie pluralistycznej formie. Dziś… Cóż, chyba na aktualności zyskuje stare powiedzenie o życzeniach, które mogą się spełnić.

Więcej niedługo - uzupełnienie po wynikach!

Read Entire Article