

— Kraje dzwonią do nas, całują mnie po tyłku, dobijają się, by zawrzeć umowę w sprawie ceł. Mówią: proszę, proszę, zawrzyj umowę. Zrobię wszystko — powiedział kpiąco Donald Trump we wtorek na kolacji Republikańskiego Komitetu Narodowego w Waszyngtonie, komentując rzekomą reakcję przywódców na cła.
Uszczypliwości nie oszczędził również Kongresowi USA. Powiedział, iż jeżeli przejmie on negocjacje w sprawie ceł, Stany Zjednoczone zbankrutują.
— Powtarzam wam jeszcze raz: nie możecie negocjować w ten sposób. jeżeli negocjacje miałby przejąć Kongres, to lepiej gwałtownie sprzedajcie wszystkie udziały, które macie w Stanach Zjednoczonych, bo inaczej zbankrutujecie. Wiem, do cholery, co robię, i wy to wiecie. Dlatego na mnie głosowaliście — dodał Donald Trump.
Biały Dom otwarty na negocjacje
Na dzień przed wejściem w życie ceł nałożonych przez prezydenta Donalda Trumpa Biały Dom zasygnalizował, iż jego drzwi do rozmów handlowych są szeroko otwarte — choćby jeżeli warunki obniżki ceł pozostają niejasne. Przedstawiciele państw dotkniętych cłami gorączkowo myślą, jak na nie odpowiedzieć. Amerykańscy dyplomaci i źródła zbliżone do Białego Domu wysyłają pewne wskazówki. Sugerują, by przywódcy podeszli kreatywnie do negocjacji z Trumpem i nie zamykali się wyłącznie na argumenty handlowe.
Ich przesłanie do szefów państw jest następujące — jeżeli macie jakąś wyjątkową kartę, którą moglibyście zagrać, zróbcie to. Według pięciu osób zaznajomionych z rozmowami w dyskusjach pojawiają się różne pomysły, które mogłyby przekonać administrację Trumpa — wśród nich są choćby działania mające zapewnić wolność Amerykanom przetrzymywanym za granicą, zobowiązanie się do współpracy z amerykańskimi firmami zajmującymi się sztuczną inteligencją, kupowanie większej ilości energii w USA lub walka z globalnym handlem narkotykami.
Po dniach wysyłania sprzecznych sygnałów na temat gotowości do negocjacji w sprawie ceł we wtorek Trump sformułował jasny komunikat — jest gotowy do rozmów.
— Rozdzwoniły się telefony z prośbą o rozmowę z tą administracją, z prezydentem i z jego zespołem zajmującym się kwestiami handlowymi, aby spróbować zawrzeć umowę – powiedziała rzeczniczka prasowa Karoline Leavitt.
„Tsunami” w Białym Domu
Do Białego Domu dzwonili nie tylko zagraniczni przywódcy. Gdy w tym tygodniu zbliżał się termin wprowadzenia ceł, na gorącej linii z Białym Domem znaleźli się również dyrektorzy generalni niektórych z największych międzynarodowych firm, którzy dotąd stronili od publicznej krytyki Trumpa.
Kilku dyrektorów amerykańskich firm powiedziało CNN, iż do szefowej personelu Białego Domu Susie Wiles, wiceprezydenta JD Vance’a i sekretarza skarbu Scotta Bessenta zaczęła dzwonić „fala” dyrektorów generalnych z firm bankowych, technologicznych i przemysłowych. Wszyscy oni próbowali przekonać polityków, iż polityka celna Trumpa zaszkodzi globalnej gospodarce i wiarygodności amerykańskiego biznesu i rządu. Dyrektor generalny mający bliskie kontakty z Białym Domem określił to mianem „tsunami”.
„W Białym Domu słychać głosy, które chcą wysokich ceł na zawsze. Na ramionach prezydenta Trumpa siedzą anioły i demony. Kogo on słucha? Mam nadzieję, iż słucha aniołów” — napisał Ted Cruz, senator z Teksasu, w serwisie X.
Nowe cła w praktyce
Po dniach krytyki ze strony niektórych najbliższych sojuszników Donald Trump dał jasno do zrozumienia, iż jest pewny swoich decyzji.
— Wiem, do cholery, co robię — powiedział. Rzecznik Białego Domu Kush Desai w rozmowie z CNN stwierdził, iż „administracja USA utrzymuje regularny kontakt z liderami biznesu, grupami branżowymi i zwykłymi Amerykanami”. Dodał, iż „jedynym szczególnym interesem, który kieruje Trumpem przy podejmowaniu decyzji, jest przez cały czas najlepszy interes narodu amerykańskiego”.
Biały Dom oświadczył, iż 70 państw rozpoczęło negocjacje w sprawie cięć ceł w zamian za środki mające na celu rozwiązać nierównowagę handlową z USA. W środę weszły w życie dodatkowe cła ogłoszone przez Trumpa. W przypadku importu z Chin sięgają one 104 proc., z UE — 20 proc., a szeregu innych państw — 50 proc.