218. Gdy nic się nie zmienia….

okolicepiecdziesiatki.wordpress.com 3 days ago

Starsza pani ma łzy w oczach. Nie może poradzić sobie z rzeczywistością, ale jednocześnie nie chce zmienić swojego postępowania. Pod koniec życia jest to trudne, nie tylko ze względu na brak motywacji. Także, a może choćby przede wszystkim dlatego, iż jeżeli przez całe życie postępowała tak, jak jej się zdawało, iż postępować powinna i doprowadziło to do katastrofy życiowej, to uznanie tego faktu może być dla niej równoważne z przyznaniem się do zmarnowania życia. Oczywiście minie się z prawdą myśląc w ten sposób, bo jeżeli tylko potraktuje błędy życiowe jako lekcję na przyszłość, to póki żyje, może z niej skorzystać, choć nie jest to proste. Dlatego pomimo tego, iż już raz uparła się, by nie korzystać z pomocy psychologa/ psychiatry/ psychoterapeuty (nie znam natury jej problemów, stąd nie wiem dokładnie, która opcja miałaby największe szanse) i „pomagała sobie i innym” zgodnie z tym, co jej się zdawało, a nie zgodnie z wiedzą medyczną i psychologiczną, co zakończyło się rodzinną tragedią, to dziś przez cały czas robi dokładnie to samo. Tym razem stawką jest życie kilkunastoletniej dziewczynki po próbach samobójczych, a jedną z większych przeszkód jest to, iż najbliżsi nastolatki z uporem maniaka robią to, co im się wydaje słusznym, a dziecko cierpi i nie tylko nie dostaje pomocy, ale jest coraz bardziej spychane na skraj przepaści, za którą jest tylko śmierć.

Akcja dramatu rozgrywa się miejscu, gdzie część społeczności lokalnej wyznaje kult siły i przymusu, więc jej przekaz dla nastolatki jest mniej więcej taki: NIE ŚWIRUJ GÓWNIARO, NIE BĘDZIE OGON MERDAĆ PSEM!!! SŁUCHAĆ SIĘ MASZ, A NIE RZĄDZIĆ! W tym samym czasie druga część społeczności wyznaje kult pieniądza i pracy, więc jej przekaz wygląda tak: MUSISZ SOBIE RADZIĆ SAMA, JESTEŚ JUŻ DUŻA, MY PRACUJEMY W POCIE CZOŁA I NIE MAMY CZASU, POMÓŻ NAM! Niestety, dotyczy to zarówno rodziny, jak i koleżanek i kolegów oraz dalszych znajomych. Do tego dochodzi prześladowanie, hejt, mowa nienawiści, czy jak tam chcemy zwać to zjawisko. Zbyt wiele głosów mówi JESTEŚ POJEBANA, CZEMU NIE MOŻESZ BYĆ NORMALNA, JAK MY?! Każdy może, tylko nie ty!

Brygada Kryzys – Nie ma nic

Tak, KAŻDY, KUCHVA! W tym miejscu widzę tylko trzy rodzaje ludzi. Jedni w szaleńczym pędzie gonią swój własny ogon z głębokim przekonaniem, iż za moment wgryzą się w bogactwo, podczas gdy drudzy nie mając już sił na gonitwę, pogrążają się w uzależnieniach. Za to trzeci, zamiast zajmować się swoimi problemami i swoim życiem, próbują zmuszać innych, by robili to, co oni. jeżeli są tam jacyś racjonalni i spokojni ludzie, to pochowani, zabarykadowani w swoim świecie, który chronią przed toksycznym miejscem, w którym im przyszło żyć. Z tymi, którzy gonią za pieniądzem nie porozmawiają, bo ci nie mają dla nich ani chwili, a przez to, iż biegną, wcale nie mają więcej czasu, jest wręcz przeciwnie: Im szybciej gonią, tym bardziej są spóźnieni i tym więcej mają zaległości. A uzależnieni? Oni mają czas, są też niesamowicie statyczni i przewidywalni do bólu, ale całą energię kierują na zdobycie alkoholu, marihuany, czegokolwiek, co daje w łeb. jeżeli nie robisz tego co oni, przeszkadzasz im, taki z ciebie sztywniak, iż nie umiesz się bawić! Z ludźmi zaś, którzy chcą kierować innymi, lepiej nie rozmawiać wcale. I tak nikt nigdy nie będzie tak doskonały jak oni, nie da się ich zadowolić. W końcu nie po to zmarnowali swoje życie, by przepuścili szansę zmarnowania życia innym. Lepiej im jej nie dawać.

Byłem w miejscu, gdzie nic się nie zmienia. Spędziłem tam 72 godziny. Chciałem porozmawiać z mężczyzną goniącym za pieniądzem, znalazł dla mnie godzinę, ale po piętnastu minutach rozmowy usnął. Rozmawiałem więc z jego matką, która zniszczyła swoje życie i nie mogła zrozumieć, dlaczego ja nie chcę niszczyć swojego. Nie chcę pomodlić się o szczęście, opłacając uprzednio odpowiednie intencje, nie chcę choćby pomóc tym, którzy pomocy ode mnie nie chcą przyjąć, za to chętnie przyjmą każdą ilość balastu wraz ze mną samym, by zaokrętować mnie na pokładzie swej dziurawej łajby, która i beze mnie wyraźnie idzie na dno. Rozmawiałem też z jego córką, która jest chwalona przez niego i jego matkę za to, iż zaczyna gonić za kasą jak jej tatuś i radzi sobie z tym całkiem nieźle. Po godzinie wyszedłem. Nie szukałem już z nimi kontaktu. Rozmawiałem za to dość często z bardzo inteligentnym, wykształconym i artystycznie uzdolnionym kolegą, który trzydzieści lat temu będąc w tym samym miejscu, wyraźnie odcinał się od kolegów-alkoholików. Wtedy uważał, iż „pić trzeba umić”, tak jak on, który nie pił więcej, niż 2-3-4 piwka, oczywiście robiąc to pod marihuanę. Teraz w ciągu 72 godzin mojego pobytu w miejscu stagnacji, spotkałem go około dziesięciu razy: albo pił alkohol, albo palił hasz, albo też śmierdziało od niego jednym lub drugim. Ale się przecież nie zataczał, nie rzygał, nie srał pod siebie. Przynajmniej nie na moich oczach. Gdy odmówiłem poczęstunku „małym jasnym”, odpowiedział, iż on uważa, iż piwo jest mu niezbędne do życia. Zgodziłem się z nim w myślach – tak uważa.

Poszedłem dalej nie zatrzymując się. Podobno na pustyni podczas burzy piaskowej trzeba iść pod wiatr i nie można stanąć. W przeciwnym razie grozi nam pogrzebanie żywcem.

Read Entire Article