200. A pimp, a conman, a thief, and an addictive brawler.

okolicepiecdziesiatki.wordpress.com 2 weeks ago

Czyż to nie piękne, iż adekwatnie nie musiałbym nic więcej pisać, a wszyscy i tak by wiedzieli o co chodzi? Polacy wybrali! adekwatnie część Polaków, minimalnie większa od tej, która wybierała kogo innego. Gwoździa przybili ci, którzy mieli Polskę w tyle i twierdzili, iż to jedno i to samo….

Czy ja wiem? Taki stręczyciel…, zarabia na młodych kobietach, często niedojrzałych emocjonalnie, które w pracy narażone są na zakażenia przeróżnymi choróbskami i na przemoc (fizyczną, psychiczną, ekonomiczną, ostracyzm społeczny). Co ciekawe, z ich usług korzystają najczęściej ci, co je potępiają. Do tego dochodzą reakcje lękowe otoczenia (inne kobiety boją się, iż prostytutki odbiorą im mężczyzn, a mężczyźni płacący im za seks boją się, iż ich słabość się wyda, zwłaszcza iż często są to zdeklarowani katolicy). W efekcie kobiety te wyjątkowo często popadają w uzależnienia. No ale jakie to ma znaczenie dla wiernego wyborcy?

A co z oszustem i złodziejem? Wyłudzenie kawalerki od niespecjalnie kontaktującego starszego człowieka, dodatkowo wyniszczonego uzależnieniem, to jakaś nowa odsłona wartości katolickich, które rzekomo pan Karol reprezentuje, a napotkać jemu podobnego może każdy z nas, choćby nie pijąc alkoholu. Moja głosująca na PiS matka dała sobie wyczyścić konto podobnym oszustom. Oni podeszli ją przez akcje „Orlenu”. Był to czas władzy wójta Pcimia, „Brudnej Pały” Obajtka, a iż PiS-owy był ci on, to i moja rodzicielka zawierzyła bezgranicznie zwrotowi „akcje Orlenu”. Może oferował je kolega jaki Karola, kto to wie, kto wie…?

Ta sama matka byłaby mnie chyba zabiła, gdybym w wieku młodzieńczym chodzić chciał na kibolskie mordobicia, ale skoro pan alfons chodził, to może dziś by mi już pozwoliła (wężykiem, wężykiem!), dobrze kombinuję? Ciekawe, jak by skomentowała, gdybym zażywał to, co Karol brał nerwowym ruchem na dziąsło na wizji podczas debaty prezydenckiej. Wyglądał, jakby nad tym nie panował. Nie będę się wykłócać, co to dokładnie było, starczy mi, iż taki kandydat wygrał. O piczy włos, ale jednak.

Nic dziwnego! Z drugiej strony bowiem stał poliglota i stypendysta najlepszych europejskich uczelni. A fuj! Inteligencik się znalazł, niech się głupi uczy, bo nie umi, a mądry umi i się uczyć nie musi. No i z PO jest, to musi być Niemiec, dżęder i wege-cyklista!

Coś jeszcze? Niecałych 29% uprawnionych do głosowania uważało, iż wszystko jedno który, bo są tacy sami. Cóż? Opinie są różne, a metoda odmrażania uszu na złość babci jest nieśmiertelna.

Ascetic – Polish Song

Wrócę do dnia głosowania. W Irlandii był pięknym dzień. Świeżo po intensywnie relaksującym urlopie poszedłem do pracy, a po jej zakończeniu umyłem się, przebrałem i podrzuciłem kolegę do centrum. To irlandzki Nigeryjczyk. Gdy usłyszał, iż jadę na wybory, spytał „Donald Tusk?”. Wyjaśniłem mu, iż on akurat jest pierwszym ministrem, który ma największą władzę, więc bić się o prezydenturę nie chce, ale miło mi było, iż wiadomo kto jest najbardziej znanym polskim politykiem, szkoda iż nie wszyscy Polacy zdają sobie sprawę ze znaczenia tego faktu. Wysadziłem go i pojechałem już prosto po małżonkę mą Świechnę, by ją porwać na głosowanie. Byliśmy przepełnieni szczęściem i nadzieją. Szczególną otuchę wlała nam w serca prof. Seneszyn i jej czerwone korale (czy ktoś zwrócił uwagę, iż uwielbiający tytułować się ponad stan, pszenno-buraczani politycy PiS w jej przypadku używają gołego nazwiska?). Jedyna osoba, która pamiętała, iż teraz jedynym kandydatem koalicji jest dr Trzaskowski (a co, przypomnę tytuł zupełnie niezorientowanemu elektoratowi też dra, tylko jakoś słabiej zorientowanego, Nawrockiego). Jej energiczne włączenie się w kampanię połączone z przypomnieniem kobietom, co się działo za PiS, zmobilizowało wiele niezdecydowanych pań i dało się to wyczuć. Cieszyło nas zatem wszystko: korki z powodu meczu gealicka (football), iż mogliśmy patrzeć na kolorowych ludzi oraz to iż z powodu naszego wyglądu i uśmiechów nikt nas nie pomyli z wyborcami PiS, no i iż możemy wspominać niedawne przygody z Dolnego Śląska. Potem nadszedł niepokój po wynikach exit poll i smutek po late poll. Gdy ten sam nastrój potwierdził mój kolega z Niemiec i kilka znanych osób, aktywnych w internecie, zdałem sobie sprawę z autentyczności i siły tej emocji. Nie mogliśmy zasnąć, mnie się udało dopiero, gdy wróciłem myślami do dolnośląskich wędrówek z żoną.

Brathanki – Czerwone korale

Mam oczywiście refleksje powyborcze, często różne od tych widocznych w mediach. Po kolei:

Drażni mnie odmieniany przez wszystkie przypadki zwrot „porażka Trzaskowskiego”. Wszystkie badania podawane do publicznej wiadomości mówiły, iż wynik będzie „na żyletki” i liczyć się będzie każdy głos. I tak było. Trzaskowski sobie poradzi, suweren wolał alfonsa i zadymiarza na prezydenta, ale poważne instytucje zarządzane przez ludzi z wiedzą, wybiorą sobie wykształconego poliglotę. Można zapytać leszcza spod dyskoteki, kto lepiej śpiewa, Zenek Martyniuk, czy Philippe Jaroussky, ale La Scala i Metropolitan Opera zaproszą tego drugiego, choć pytany o niego pan Zdzich spod Wałcza nie będzie mieć bladego pojęcia, kto to jest.

Jacek Kaczmarski – Nie lubię, wersja z „Przypadku” Kieślowskiego

Jeszcze bardziej drażni mnie analiza przyczyn przykrego wyniku wyborczego. Wyobraźcie sobie, iż według mediów winny jest każdy, tylko nie suweren. Ponieważ tak się szczęśliwie składa, iż nie muszę aż tak zabiegać o poparcie, żeby nie zdradzać tego co myślę, więc napiszę czarno na białym, iż to Suweren liczony jako całka oznaczona w granicach od pierwszego do ostatniego obywatela RP z prawem wyborczym używając CAŁEGO SWEGO INTELEKTU oraz CAŁEJ DOSTĘPNEJ SOBIE WIEDZY I BŁYSKOTLIWOŚCI uznał, iż urząd PREZYDENTA RP winien dzierżyć ALFONS, ULICZNY ZADYMIARZ i OSZUST WYŁUDZAJĄCY MIESZKANIE OD SCHOROWANEGO STARCA, zamiast cenionego w instytucjach europejskich humanisty i poligloty (wieloletniego tłumacza symultanicznego). To jest meritum wszystkich wolnych, tajnych, równych, powszechnych i bezpośrednich wyborów demokratycznych, gdzie obywatele wybierają zgodnie ze swoją wiedzą, inteligencją, błyskotliwością i OGRANICZENIAMI. Jak to zauważył jeden z komentatorów: Twardy elektorat PiS pokocha choćby kij od szczotki, jeżeli tak każe Kaczyński. Dodam jedynie, iż prócz elektoratu PiS byli i inni, o których na początku już wspomniałem (na złość babci uszy gotowi są odmrozić). Byli też i tacy, którzy uważali, iż nic się nie stanie, jak nie pójdą głosować. Przypominali mi trochę część mieszkańców miejscowości mojej żony, która jadąc do miasta komunikacją samorządową, dawała w łapę kierowcy-złodziejowi po 2 złote za kurs, bo to mało i nic się złego nie stanie. Tacy sprytni byli, iż im zlikwidowano autobus i teraz jeżdżą gnieżdżąc się w prywatnym klekocie, gdzie nikt nie wejdzie bez taryfowej opłaty.

Kult – Ręce do góry

Teraz druga co do ważności przyczyna wyniku wyborczego, której media nie raczą zauważać. Wszystkie frakcje PiS, a pamiętajmy iż toczą się między nimi zażarte walki, szczególnie ostre między ludźmi Ziobry i Morawieckiego, szły do tych wyborów ZJEDNOCZONE I MÓWIĄCE JEDNYM GŁOSEM, choć wiadomo, iż do zgody u nich daleko. Rozumieli jednak, iż tutaj sprawa jest zero-jedynkowa. Albo alfons przejdzie, albo nie przejdzie. Czego nie rozumieli Hołownia, Kosiniak-Kamysz, czy Zandberg??? Nie włączysz się czynnie w kampanię Trzaskowskiego, dasz sygnał swojemu elektoratowi, iż nie warto na niego głosować, a może choćby lepszy będzie zadymiarz i oszust. Wygra albo jeden, albo drugi, innej opcji nie ma, a ty się godzisz zmarnować swój głos. Hołownia i Kosiniak Kamysz odpowiadali za defraudację entuzjazmu kobiet, za pomocą którego wszechwładza Kaczyńskiego została zakończona. Zagłosowali za zmuszaniem kobiet do roli inkubatorów, zagłosowali za mordowaniem ciężarnych poprzez nieudzielenie pomocy. Nie wiem dlaczego w świat poszła „wina Tuska”, bo to tych dwóch panów rozpieprzyło przewagę. Zandberg zaś, to osobna bajka, on choćby nie raczył wziąć odpowiedzialności za koalicję i do niej nie wszedł. Dlaczego? Bo nie spełniono JEGO kosztownych postulatów, gdy za granicą trwa zagrażająca Polsce wojna, a my musimy nadrobić zaległości w zbrojeniówce (nie mamy czym strzelać, bo nie mamy fabryki ciężkiej amunicji). choćby Putin nie może sobie pozwolić na pomysły partii Razem. No ale przecież każda inna partia może pójść na kompromis, tylko nie Zandbergowcy, ba, każdy powinien ustąpić Adrianowi. A stawką szantażu jest, czy rozkradające Polskę do cna PiS będzie znowu u władzy. Wiemy skądinąd, iż gdy władzę zdobędzie, tym bardziej postulaty pana Adriana nie zostaną spełnione. A wiecie, czum kończy się taki to szantażyk? Oczywiście, WINĄ TUSKA! Przecież nie Zandberga!

To są najważniejsze przyczyny wyniku wyborczego, które nie ustawały nawet, gdy kandydatów zostało tylko dwóch. Po pierwsze: Polacy użyli swego intelektu! Takiego, jaki mają! Inny nie będzie. Po drugie: PiS-owcy szli zjednoczeni i mówiący jednym głosem, a w koalicji i „Razem” zawsze znajdował się ktoś, kto dowalał Trzaskowskiemu. Jedynie Joanna Seneszyn zrozumiała powagę sytuacji, bo wybaczcie, ale Szymuś Hołownia ze swym rzekomo przekazanym poparciem wyglądał jak chłopczyk zmuszony do zjedzenia kaszki. Ja pamiętam o tych panach. I dopiero w następnej kolejności mówię o winie Tuska. I o ile miałbym mu coś do zarzucenia, to przekaz niemal pomijający kobiety i młodych. Dla potrzeb propagandy winno tu nastąpić coś radykalnego, ale oczywiście Tusk bał się kampanii w kościołach. Zupełnie niepotrzebnie, ona i tak się tam odbywa. Wbrew Konstytucji, wbrew Konkordatowi, za to za przyzwoleniem wiernych.

Republika – Biała flaga

Przy okazji smutnego wyniku wyborów, rozmyślałem o dobrych znajomych, którzy się do niego przyczynili. O bardzo lubianej przeze mnie i żonę Marksistce, która wobec porażki Zandberga nie poszła na drugą turę, o Związkowcu, który jest fanatykiem PiS i o Gwieździe Imprez (zawsze chętna od jakichś 40 lat), która właśnie się przekonwertowała z liberałki na fanatyczkę PiS. Popatrzyłem na nich trochę innym okiem. Marksistka, jako wysokofunkcjonująca autystka musiała wykształcić zachowania pozwalające jej przetrwać na konserwatywnej, tępiącej wszelką odmienność Lubelszczyźnie. Dzięki temu jest wspaniałą towarzyszką do intelektualnego spędzania czasu, rozmowy z nią są bezcenne, ale też wiemy, iż pewnych tematów lepiej nie drążyć, np. dlaczego ona nie chce się dokładać do kasy, którą tak chętnie by rozdzielała mniej lub bardziej potrzebującym. Autyzm cechują liczne fiksacje, więc rozumiem to. Związkowiec, to inna bajka. Bardzo dobry kolega, oddalający się wraz z wejściem w świat PiS. Był czas, gdy byłem na niego wściekły, bo trzymał ze środowiskami, które mogłyby go choćby zabić, gdyby ktoś krzyknął: „Uważajcie, to żydowski szpicel, zobaczcie jego dowód, jak się nazywa!”, bo jest zagorzałym kibicem i faktycznie nosi nazwisko kojarzące się z obywatelami Izraela. Byłem też zły, bo miałem wrażenie, iż sam się w swym fanatyzmie nakręca, obwiniałem go o to. Zmieniło się to, gdy zajrzałem niedawno na jego profil. Posłuchałem dwóch piosenek, które udostępnił i okrasił swoim entuzjastycznym komentarzem. Zaznaczę, iż kiedyś słuchał bardzo wymagającej muzyki i miał świetne wyczucie poezji. A tu nagle widzę cienkie melodycznie i infantylne w treści piosenki, które raczej bym przypisał ambitnemu dwunastolatkowi, niż dorosłemu człowiekowi. Nie, nie były polityczne. Jedna o piłce nożnej, druga o spersonalizowanej sile wyższej. Coś się z nim niedobrego dzieje na poziomie postrzegania. Niewyobrażalny regres. Od kilkunastu lat mam z nim słaby kontakt, ale myślę iż zwłaszcza alkohol mu nie pomaga (zawsze miał mocny łeb, a to znaczy, iż przelał więcej niż rówieśnicy). A ostatnia z wymienionych? Od kiedy ją znam, była nieprzewidywalna w negatywnym tego słowa znaczeniu. Wiem, iż się na coś leczyła psychiatrycznie, ale nie drążyłem tematu. W sumie na poziomie koleżeńskim miło z nią pogawędzić, ale pod żadnym pozorem nie próbowałbym skracać dystansu. Nie wiem, czy ktoś z Was zna taką osobę, z którą chętnie porozmawia godzinę – dwie, ale w pewnym momencie czuje, iż starczy, dość, do następnego spotkania. W jej przypadku też dużo złej roboty przynosi nadmierne picie, zwłaszcza jeżeli chodzi o jej nieadekwatne, histeryczne wręcz zachowania wobec zwykłych, codziennych kłopotów i uwikłanych w nie ludzi.

Piotr Bukartyk – Ideały

A teraz pomyślałem sobie, iż agresji zostaliśmy wyuczeni. Tyle wśród nas jest dzieci alkoholików, dzieci przemocy (tak fizycznej, jak psychicznej), dzieci perfekcjonistów i narcyzów. o ile sami tacy nie byliśmy, to mieliśmy takie koleżanki, takich kolegów, a to przecież z nimi się wychowywaliśmy, byliśmy pod ich wpływem. adekwatnie trudno się dziwić, iż coś tu nie gra.

Jeszcze jeden temat zainteresował mnie w komentarzach powyborczych. To sugestia, iż wyśmiewanie inteligencji wyborców PiS sprzyja tej partii. Szczepan Twardoch przykładowo obciążył częścią winy profesora Hartmana (personalnie, za jego felietony). O ile rozumiem fakt, iż aluzje do bystrości umysłu nie są przesadnie dżentelmenskim chwytem, to nie sądzę, by miało to jakieś znaczenie w tych wyborach. Zwłaszcza w przypadku Hartmana, którego wyborcy PiS po prostu nie czytają. Był ktoś w domu u takiego wyborcy? Przypominacie sobie, co oni czytają, a co oglądają w telewizji? Nie tylko nie czytają Hartmana, ale choćby bardzo wyważonego Jarosława Kurskiego z Wyborczej (nie mylić z jego bratem Jackiem – PiS-owskim propagandystą). Myślę, iż po takim obciachu, tylu obnażonych paranojach Kaczyńskiego, Macierewicza, Ziobry, Kamińskiego, jeżeli ktoś przy nich jest, to już tylko z powodu mechanizmów redukcji dysonansu poznawczego. Takiego człowieka można próbować terapeutyzować, ale musiałby tego chcieć, czuć taką potrzebę. Żeby to nastąpiło, musiałby zmienić otoczenie, być pośród zwolenników innych opcji politycznych. Wtedy dyskomfort związany z ostracyzmem mógłby go skłonić do zmian. Wiemy jednak, iż nie ma możliwości prawnych (i bardzo dobrze), żeby do tego zmuszać kogokolwiek.

Nie będę już dziś nikogo zamęczał swoimi opiniami. Wiem od czego uciekłem do Irlandii, wiem dlaczego idę przez życie z taką, a nie inną kobietą, wiem dlaczego łatwiej mi iść trzy dni przez góry, niż oglądać jednym cięgiem trzy godziny programu informacyjnego w telewizji. Wolę ruch, niż stagnację, wolę doświadczać, niż konfabulować, wolę poznawać, niż się lękać. A w chwilach, gdy jest mi szczególnie dobrze, np. podczas wspólnych podróży ze Świechną, choćby nie chce mi się tu pisać, wolę delektować się szczęściem. Teraz trochę się przymusiłem, bo skoro na blogu tak często komentuję politykę, to brak komentarza do niemiłego wyniku wyborów odczuwałbym jako swoje własne tchórzostwo.

PS. Dziś mija 36 rocznica wyborów 4-go czerwca.

Read Entire Article