Nie jesteśmy kulturowo, intelektualnie i mentalnie a w takim razie również politycznie zdolni do samooceny. Od wieków żyjemy i pielęgnujemy życie w złudzeniu i mitach. Kłamstwo staje się najprostszą i najczęstszą odpowiedzią na fakty i w dodatku budujemy konstrukcje, które mają to tłumaczyć, usprawiedliwiać i nadawać pozorom czy pustym gestom nieistniejące w rzeczywistości treści. Uparci przy tym jesteśmy, jak mało kto a zdarza się w dodatku, iż w obronie mitu czy kłamstwa wszczynamy wojny i potrafimy czynić największe świństwa.
Wolność to także (a może przede wszystkim) zdolność do krytycznego myślenia i samodzielnej oceny rzeczywistości. Prawo i możliwość jej swobodnego wypowiedzenia i upublicznienia. Debaty. Wolność to również prawo do błędu, zmiany poglądu i próby zrozumienia odmiennej opinii na dany temat ale za każdym razem w oparciu o fakty, wiedzę i doświadczenie a nie przyjmowany „na wiarę” mit czy cyniczne, motywowane okolicznościami i czyimś interesem kłamstwo.
Droga do wolności jest kręta i wyboista, bo od zawsze ktoś chce narzucić nam swój punkt widzenia, zapanować nad naszymi myślami i zachowaniami, mieć władzę nad nami. Samodzielność myślenia nie jest nam dana. Musimy się jej nauczyć, wypracować. Muszą być spełnione określone systemowe warunki, by stopniowo, w miarę trwającego latami procesu dojrzeć do samodzielności. Tak dzieje się w przypadku jednostek i podobnie całych zbiorowości. Na początku tej drogi nie wszyscy tego potrzebują i chcą. To też powinniśmy zrozumieć.
Ten polski, od lat kulturowo pielęgnowany i politycznie wykorzystywany brak samodzielności w myśleniu i ocenie rzeczywistości wybuchł był w zasadzie niespodziewanie, bo przecież w reportażu „Franciszkańska 3” nie dowiedzieliśmy się adekwatnie niczego nowego. Pedofilia wśród kleru i jej instytucjonalne krycie jest tematem procesów sądowych, wielu książek, filmów, artykułów i analiz na całym świecie od wielu lat, w tym w Polsce od co najmniej kilku. Żmudna praca reportażysty TVN pokazała jedynie kolejne dowody na to co wiemy albo powinniśmy (moglibyśmy) wiedzieć. Proceder wykorzystywania seksualnego dzieci wśród księży i zakonników oraz lekceważenie i przedmiotowe, pozbawione kropli empatii traktowanie ofiar tych przestępstw jest powszechnie znane a instytucjonalny kościół krył i kryje to przez cały czas mimo pustych, czysto reaktywnych słów, iż jest inaczej. To, iż papież Jan Paweł II brał w tym procederze tuszowania i przyzwolenia udział też wiemy, bo zostało to opisane i udokumentowane.
Reportaż dotyczył czasów krakowskich kardynała Wojtyły. Fakt, to mniej znane przypadki ale przecież nie powinny dziwić. Taki jest kościół i można pokusić się na daleko idącą ale bardzo prawdopodobną hipotezę, iż gdyby kardynał Wojtyła rozpoczął rzeczywistą krucjatę wewnętrzną i walkę z tą utrwaloną w tradycji kościoła instytucjonalnego patologią to pewnie nie zostałby papieżem a tym samym nie mógłby zrobić dla Polski tego co zrobił. Zaznaczam, iż w niczym to nie zmienia mojej oceny jego roli w tuszowaniu a tym samym w przyzwalaniu na dalsze przestępstwa pedofilskie. Odpowiedzialność moralna dla mnie jest jasna i nieodwołalna, choć nie oczekuję od człowieka (nawet przez innych uznawanego za świętego) doskonałości, zdaje sobie sprawę z wyborów, gdy na jednej szali jest lojalność wobec konkretnego człowieka, przyjaciela, znajomego czy instytucji, z którą się utożsamiam a na drugiej ogólna norma… Tak, to są ludzkie wybory, nie zawsze trafne, niejednokrotnie złe i wewnętrznie sprzeczne. „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem.” Nie rzucę. Mogę rozumieć i nazwać sprzeczności, gdy mnie sprawa dotyczy mogę wybaczyć, ale nie usprawiedliwić, wymazać, przemilczeć.
Nie zmienia to ani na jotę znaczenia i roli Jana Pawła II w naszej i mojej historii. Myślę o naszej wspólnej drodze do wolności. Był jej spoiwem jako polityk i charyzmatyczny trybun ludowy. To się zdarzyło i jest faktem znakomicie udokumentowanym i opisanym na tysiącach stron. Jest obecne w milionach wspomnień, w zbiorowej i indywidualnej pamięci. To jest nasze wspólne doświadczenie. Gdyby na tym się skończyło pewnie nie byłoby wielkiego problemu z poradzeniem sobie z odbrązowieniem wizerunku JPII i pokazaniu jego błędów i win. Przecież można spojrzeć holistycznie i widzieć całość: jego niewątpliwe zasługi dla budowania wspólnoty, solidarności z małej i wielkiej litery, w efekcie dla wolności w Polsce i rolę, którą odegrał w sankcjonowaniu patologii w kościele czy innych, niosących morze nieszczęść głoszonych dogmatów. Stojąca w kontrze do współczesnej wiedzy i nauki, zwanej przez niego „cywilizacją śmierci”, obsesyjna wręcz walka z seksualnością człowieka, antykoncepcją, co przyczyniło się do szerzenia AIDS w Afryce i tysięcy śmierci czy prawem kobiet do decydowania o swoim macierzyństwie są dramatycznymi i nieodwracalnymi w skutkach przykładami. Nie jest to pierwszy przypadek, kiedy czyni się w jednej dziedzinie rzeczy wielkie i ważne, dobre i bardzo dobre a w innych, odwrotnie, złe i bardzo złe. To się da zrozumieć i ocenić. Ale nie wtedy, gdy racjonalną ocenę przysłania stworzony i instrumentalnie wykorzystywany mit.
Mit jest zdarzeniem społecznym. Ma swój ciężar i kształt. Służy panowaniu nad ludzkimi emocjami, nie wymaga zrozumienia i samodzielności myślenia. Jest figurą zbudowaną na wierze zbiorowości. zwykle spełnia jej trudne do zrealizowania pragnienia, odnosi się do wyobrażenia o rzeczywistości a nie rzeczywistości choć w pewnym sensie staje się z czasem samodzielnym bytem. Od wieków jest narzędziem w zdobywaniu i sprawowaniu władzy. Niestety odrzuciliśmy paradygmat racjonalności i samodzielność myślenia. Chcąc czy nie konfrontujemy się z mitem a nie z faktami, bo widocznie jeszcze nie potrafimy inaczej.
Przestrzegałbym przed usprawiedliwianiem i tłumaczeniem Karola Wojtyły i później papieża Jana Pawła II i oczywiście wszystkich innych, którzy łamią normy i prawo, „asymetrią czasów” czy inaczej „ahistorycznością”. To, iż kiedyś, 50, 20, 10 lat temu „było inaczej” jest naturalną koleją rzeczy. Pedofilia nie była tematem telewizji śniadaniowej, bo jeszcze takiej nie było, ludzie myśleli o wielu sprawach inaczej, zmieniała i zmienia się dalej obyczajowość, wymagania, rygory a przede wszystkim zmieniają się różnorakie „okoliczności” od politycznych po kulturowe i społeczne ale… dzieje się to w ramach jednej cywilizacji, jednej kultury, w której obowiązują określone stałe punkty odniesienia pozwalające odróżnić dobro od zła i kłamstwo czy fałsz od prawdy. Tego pominąć nie wolno.
Przede wszystkim oceniamy i wyciągamy wnioski tu i teraz. Posługujemy się aktualną siatką pojęć i hierarchią wartości – mamy do tego pełne prawo a choćby obowiązek, bo wnioski płynące z tych ocen służą przyszłości. Świadomość, iż niewolnictwo jest czystym złem przyszła późno ale przyczyniła się do ewolucji, która sankcjonuje w naszym świecie w tej chwili prawa człowieka i obywatela a zachowania i postaci historyczne sprzed lat podlegają szerszej ocenie, również z tej, dzisiejszej perspektywy. Po drugie przemoc i czynienie krzywdy a w szczególności słabszemu i bezbronnemu, często podstępnie od zawsze bez względu na okoliczności była i jest piętnowana i opisana w kodeksach. Relatywizowanie tego odnośnie przestępstw seksualnych wobec dzieci z przyczyn tzw. asymetrii czasów niestety budzi podejrzenia, iż jeszcze dziś nie przez wszystkich są one traktowane tak jak należy. To jest pokrętne, ale jednak przyzwolenie na czynienie zła. Po trzecie wreszcie, mimo, iż zmieniły się okoliczności (systemy polityczne, wrażliwość i świadomość opinii publicznej, obyczajowość) w kościele kilka w tej kwestii się zmieniło. Jak tuszowali, kryli, przyzwalali tak robią to dalej. Nie o „okoliczności” więc tu chodzi ale o kłamstwo i zło tkwiące w samej instytucji kościoła (instytucjonalnej wiary – fabryki mitów i ich obrońców) i płynącym z niej poczuciem władzy nad innymi oraz poczuciem bezkarności jej funkcjonariuszy, które niejednokrotnie przybierają patologiczne formy. To oni rozgrzeszają lub nie, w tym siebie wzajemnie.
Nie mam wątpliwości, iż Kaczyński i jego ludzie rzucą się teraz do obrony mitu świętego Jana Pawła II, kościoła i religii, bez których, jak głosi ich propaganda, nie ma Polski i ta wojna posłuży im jako oręż w zbliżających się wyborach i alibi dla wszystkich nieprawości, skandali, złodziejstwa, których dopuszczają się rujnując nasz kraj. Będą kłamać, zaprzeczać faktom i zrobią wszystko, by skupić swoich wyznawców pod tymi właśnie sztandarami. Po to tworzyło się i gdzieniegdzie tworzy, przywołuje i pielęgnuje mity od zawsze. Nie wszyscy i nie wszędzie jeszcze udało się wyjść z kantowskiej „samozawinionej niesamodzielności”.
Jeszcze jedno na koniec. Ta wojna i obrona świętości i dobrego imienia Jana Pawła II przez Kaczyńskiego z pewnością nie będzie dobrze służyć jego pamięci, odwrotnie, zaszkodzi jej i skojarzy z partią, z którą nigdy blisko nie był, bo nie płyną one z szacunku do niego tylko z czysto politycznego, partykularnego i na wskroś cynicznego wyrachowania.
Foto – sejm, ławy poselskie PiS, uchwała w obronie JPII, 09.03.2023.